SONJA
Pierwszy raz w życiu biegłam tak
szybko. Może zbyt się przejęłam, ale Raphael dał mi do
zrozumienia, że właściwie nie są, aż tak daleko i będą u mnie
za kwadrans. Doskonale wiedzieli, że muszę jeszcze szybko się
przebrać, bo im to powiedziałam, ale ustalili, że mogą poczekać
na słoneczku. Super!
Wyminęłam starszą kobietkę, a
następnie tłumek babć które właśnie maszerowały hardo do
kościoła. Nadal nie zwalniając tempa przebiegłam niechcący na
czerwonym świetle, a chwilę później dobiegłam do
okolicznych blokowisk.
Ktoś zawołał do mnie po hiszpańsku,
ale nie zrozumiałam ani słowa. W międzyczasie zdążyłam jeszcze
skręcić w złą uliczkę i zwinnym krokiem musiałam nadrobić
spory kawał drogi.
W jednej sekundzie, poczułam jak noga
ześlizguje mi się z krawężnika przez co wylądowałam na kolanie.
Nie zważając na to jednak szybko biegłam dalej w stronę bloków
w których zatrzymałam się na te kilka dni w Madrycie.
IKER
Zajechałem elegancko na
uliczkę, nie za bardzo wiedząc co dalej, gdyż Raphael właśnie
mało nie zabijał Moraty na moim tylnym siedzeniu, a siedzący obok
Karim właśnie katował nas Celiną śpiewając Tytanica z radia.
Zaparkowałem na środku osiedla.
-To tutaj? - spytałem w
końcu – Ej! Głupki!
Rapha spojrzał na mnie
urażony.
-To on!
-Jesteśmy na miejscu –
stwierdziłem, wysiadając z auta, a za mną reszta – Mam
przynajmniej taką nadzieję.
Karim który zajął
strategiczne miejsce obok mnie, na masce auta klepnął mnie w ramię.
-To tutaj – brodą wskazał
w kierunku parku – Ej! Varane, twoja dziewczyna biegnie.
Miał rację. Mniej więcej
trzysta metrów od nas dojrzeliśmy pędzącą blondynkę.
Wyglądała jakby uciekała przed co najmniej lwem, bo nabrała
ogromnej prędkości, ale minę miała skupiona i zaciętą. Morata
zagwizdał do niej, co by zwrócić jej uwagę, za co oberwał
od nas po głowie.
-To nie pies! - warknąłem,
nie odrywając od niej spojrzenia.
Wyglądała uroczo. Włosy
miała rozpuszczone, a na sobie sportowy komplet – top i krótkie
spodenki. Była bardzo ładnie wysportowana, co dodawało jej
rześkości, a na nas oczywiście działało wszystkich. Na każdego
z osobna.
Spojrzała na nas i
zwolniła. Dobiegając do nas podniosła rękę, pokazując, że
potrzebuje chwili i niczym nie zrażona zniknęła w jednym z bloków
naprzeciwko.
-Fiu! - zawołał Morata i
uśmiechnął się złowieszczo – Niezła laska!
-Opanuj się dzieciaku –
jęknąłem, w duchu jednak się śmiejąc. Oczywiście, że Rosjanka
była niezła, nie mogłem temu zaprzeczyć nawet ja – Święty.
Prawda była taka, że po
prostu nie mogłem oprzeć się widokowi dziewczyny, która dba
o siebie w tak pozytywny sposób. To ją odróżniało od
Sary, która poświęcała swoje życie ubraniom, modzie i
kamerom.
Minął kwadrans, kiedy to
Morata zaczął już bawić się w didżeja puszczając nam muzykę z
auta, a Karim rozłożył się na ławce nieopodal. Raphael zajął
się swoim telefonem.
Dopiero po chwili
dostrzegłem, że drzwi do jednej z klatek się otworzyły i pojawiła
się w nich blondynka. Włosy miała mokre, delikatnie falujące na
wietrze, a na siebie założyła dżinsowe szorty i zwiewną
bluzeczkę. Uniosłem brwi do góry. To dziwne. Dopiero teraz
zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę, to jakaś zupełnie obca
nam dziewczyna z drugiego końca świata, a my ją tak jakby nagle
przygarnęliśmy i tu z nią gadamy, tu z nią piszemy, a to kawa, a
to na lody. Odchrząknąłem lekko, dając tym samym znak chłopakom,
aby się ogarnęli.
Wszyscy podnieśli się jak
na zawołanie.
-Gotowa?
Kiwnęła głową.
-Boli cię kolano? -
spytałem grzecznie widząc że ma przyklejony sporej wielkości
plaster.
-To nic takiego – Zwróciła
się do reszty wymijając mnie łukiem – A więc?
-Rafa zaproponował jakieś
lody...
Przytaknęła, ale nie
odpowiedziała już nic więcej. Obserwowałem jej wypieki na
policzkach, a następnie uśmiech który posłała Rafie. On
również go odwzajemnił. Blondynka poprawiła włosy
zwracając tym naszą uwagę. Właścicielka długich, słomianych
włosów mogła sobie nawet nie zdawać z tego sprawy, ale
każdym swoim takim najmniejszym ruchem, prowokowała nas do wymiany
spojrzeń między sobą. W Hiszpanii kobiety charakteryzowały się
przeważnie ciemniejszą karnacją, a także oliwkową skórą,
przez co jej naturalna, wschodnia uroda, bardzo wszystkim imponowała.
Dodatkowo, była
niesamowicie wysportowana i szczupła co jeszcze bardziej stwarzało
obraz, ślicznej słowiańskiej, słonecznej dziewczyny. Na miasto
poszliśmy na piechotę. U mojego boku ochoczo maszerował Alvaro. Co
chwilę dokuczali sobie nawzajem z Raphaelem przy okazji wciągając
w swoje głupie zabawy blondynkę.
Wydawała się nieco
nieśmiała. Staraliśmy wszyscy ją jakoś rozbawić, ale
najwyraźniej postanowiła zachować zdrowy dystans. To dobre
posunięcie jeśli o to chodzi. Za kilka dni już jej nie będzie, a
u nas wszystko wróci do cudownej codzienności.
Dochodząc do eleganckich
kawiarenek, chłopaki zapragnęli pierwszego przystanku na lody.
-Jakie?
-Śmietanowe – powiedziała
Rosa.
-Mi weźcie czekoladowe –
zawołałem kiedy zająłem miejsce obok dziewczyny. Miała na nosie
okulary przeciwsłoneczne przez co niezbyt wiedziałem czy na mnie
patrzy. Ewidentnie nasze dotychczasowe rozmowy nie kończyły się
zbyt pozytywnie dlatego nie dziwiłem się gdy nawet nie odezwała
się słowem.
-O czym myślisz? - spytałem
więc, chcąc przerwać niezręczną ciszę, na co westchnęła
przeciągle.
-Myślę, jak bardzo
dziękuję Bogu. Za to, że ja, zwykła dziewczyna siedzę tu teraz
naprzeciw ciebie...
Zdziwiłem się na jej słowa
i przełknąłem ślinę. Takie wyznanie co najmniej mnie zadziwiło.
-Jesteś religijna?
Uśmiechnęła się lekko.
-Nie bardzo – pokręciła
głową - U nas religią jest Prawosławie, ale nigdy nie
przywiązywałam do tego większej wagi.
Pokiwałem głową,
rozumiejąc jej słowa. Sam byłem wierzący, ale pozytywne myślenie
które prezentowała Sonja bardzo mi się podobało i nie
przeszkadzało mi jej podejście do tych spraw.
Mój telefon
rozdzwonił się w kieszeni kurtki.
-Przepraszam – spojrzałem
na blondynkę i odebrałem telefon – Cześć Kochanie...
-Cześć Iker – usłyszałem
radosny głos mojej partnerki– Znalazłam nam nowe mieszkanie!
Uśmiechnąłem się lekko.
-Kochanie, mogę zadzwonić
do ciebie za jakiś czas?
-To ważne.
-Oczywiście, że tak –
przytaknąłem. Przy stoliku pojawiła się cała reszta grupy –
Wszystko co mówisz jest ważne.
-Oho – Karim odezwał się
po angielsku – Rozmawia z Sarą.
-Stul dziób Karim!
Kochanie, jestem teraz z chłopakami... Swoją drogą mamy chyba
fajne mieszkanie?
-Tak, ale mogłoby być
nieco większe – dodała zniecierpliwiona – W takim razie, o
której będziesz?
-Myślę, że tak za dwie
godzinki? Wtedy wszystkiego wysłucham i pogadamy o tym na spokojnie.
Starałem się jeść
swojego loda, który już ciekł mi po całej ręce – Kocham
Cię!
Zawołałem po czym się
rozłączyłem.
___________________________________________
Jest i rozdział 5. Z duuuuużym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda ;)