poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 4

Jesteśmy na półmetku. To 4/7 rozdział ;) Czekając na skoki wrzucam nową notkę. A dodatkowo, zapraszam na deseo-quiet. Prolog pojawi się zaraz po zakończeniu tego opowiadania.

Mój telefon zadźwięczał wyraźnie, wybudzając mnie ze snu. Podniosłam się ociężała od alkoholu którego wypiłam wczoraj stanowczo za dużo. Co prawda nie byłam pijana, ale nie przeginałam z alkoholem dlatego nawet najmniejsza ilość miała potem zły wpływ.
-Da?
-Sonja? - usłyszałam czyjś radosny głos. Spojrzałam na zegarek na szafce. Była dwunasta. Matko, dawno temu wstawałam o tak późnej porze, ale jako, że wczoraj wróciłam późno to miałam usprawiedliwienie.
-To ja – odpowiedziałam głupio.
-A ja to Raphael Varane, pamiętasz mnie jeszcze?
Głupie pytanie.
-Mhm – mruknęłam, a następnie przeciągle ziewnęłam.
-Obudziłem Cię?
-Mhm.
Wygrzebałam się spod kołdry i zaczęłam przeglądać swoje ciuchy na ten dzień.
-Co dzisiaj robisz?
-Tak naprawdę powinnam się spakować. Niedługo wracam do domu...
-Już?
-Mhm.
-No cóż. Ale na lunch Cię zapraszam...
Tak jak ustaliliśmy miałam jeszcze dwie godziny do spotkania. Postanowiłam w pierwszej kolejności sama doprowadzić się do porządku, a następnie ogarnąć pokój. Poskładać wszystkie swoje rzeczy, załadować je do torby podróżnej, a także odkurzyć i wysprzątać wszystko wokół siebie.
Godzinę później byłam już gotowa. Narzuciłam na ramiona bluzę, a na głowę wcisnęłam bejsbolówkę. Nie wiedziałam do końca co jeszcze będę robić później, dlatego schowałam do plecaka swój aparat. Nawet jeśli, chciałam mieć jakąś fajną pamiątkę z piłkarzem, a na pewno zgodził by się na kilka fotek do albumu.
Dojechałam na miejsce punktualnie, jak to zresztą ja. Restaurację znalazłam z niemałym trudem, ale w końcu zajęłam miejsce na uboczu, tak jak o to prosił piłkarz.
Zamówiłam akurat kawę, kiedy w wejściu dostrzegłam Varanea.
Poczułam jak pulsuje mi skroń gdy tuż obok niego dostrzegłam jeszcze jedną osobę. Iker Casillas. Poczułam jak pot mnie oblewa.
Cały poranek próbowałam wymazać z pamięci swoją kompromitację z wczorajszego wieczora. Fakt, że oplułam z wrażenia swojego idola sprawił, że aż miałam ochotę płakać. A następnie cała w nerwach zaczęłam go przepraszać. Niby w porządku gdyby nie fakt, że potem zaczęłam paplać jak obłąkana o piłce nożnej. Zrobić z siebie taką wariatkę, to tylko ja tak potrafię.
Z przerażeniem zajęłam się swoimi paznokciami.
Ciemnoskóry piłkarz uśmiechnął się pod nosem, ale ja czułam, ze robię się blada jak ściana.
-Myślałam, że będziesz sam – nachyliłam się do Raphaela kiedy obaj siadali przy stoliku, a Iker nachylił się nad menu aby wybrać dla siebie mocne espresso.
-Sam chciał przyjść – poczułam jak zbierają się łzy pod moimi powiekami. Oddychaj Sonja!


IKER

-Cześć – odezwałem się w końcu nadal wbijając spojrzenie w blondynkę. Spojrzała na mnie przelotnie, a ja dostrzegłem jak zaczyna być nerwowa. W duchu trochę bawiła mnie jej reakcja, ponieważ nie do końca wiedziałem co aż tak ją denerwuje. Czyżby nie mogła sobie darować wczorajszej małej wpadki na bankiecie? Chyba bardziej od niej przerażona była Sara, która w
ciągu kwadransa zarządziła, że mamy wyjść ponieważ nie może się ze mną pokazywać z czerwoną plamą od wina na koszuli
-Hm... Dzień dobry – bąknęła grzecznie, starając się na mnie nie patrzeć. Aż ją rozsadzało – sam to zauważyłem, aż wreszcie odetchnęła i nachyliła się do mnie – Przepraszam.
Uśmiechnąłem się lekko. Nie należałem do osób które dużo mówią, ale lubiłem obserwować ludzi. A blondynka wydawała się całkiem śmieszna, w szczególności, że to już pewnie z setny raz kiedy mnie przeprasza.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam! - mruknęła zdenerwowana. Zlustrowałem ją wzrokiem. Wyglądała bardzo dziewczęco, a przy tym wyjątkowo na luzie i z wyczuciem. Miała na sobie tshirt i krótkie szorty. Sara ubrałaby już się w elegancką sukienkę na takie wyjście na miasto. Blondynka jednak wyglądała jakby była zwykłą turystką.
-Spoko – odezwałem się w końcu - Niedługo wyjeżdżasz?
Pokiwała głową.
-Chcę mieć z tobą zdjęcie Sonja – zawołał Varane wyciągając swojego ifona – Na pamiątkę.
Uśmiechnęła się lekko.
-Wzięłam też aparat, tak na zaś – powiedziała w końcu nieco ciszej. Wziąłem do ręki urządzenie i kliknąłem im kilka fotek na pamiątkę.
-Super! - zawołał Raphael łapiąc za aparat – Jeszcze wy razem!
Uśmiechnąłem się pod nosem widząc jej skonsternowaną minę. Po wczorajszej akcji kiedy opluła mnie winem mogła mieć wątpliwości, ale ja nie widziałem w tym problemu.
Roześmiałem się lekko i nachyliłem do niej. Rafael wczorajszego wieczora napomknął mi, że jestem jej ulubionym graczem dlatego mimo że była na mnie lekko zła zapewne ucieszy ją fakt, że miałaby ze mną zdjęcie.
-Nie jesteś dziś zbyt rozmowna – powiedziałem okalając ją ramieniem i pozując. Najwyraźniej byłem znacznie bardziej wyluzowany niż ona – Wczoraj miałaś więcej do powiedzenia.
-Albo zarzucenia – dodał Varane.
Wyprostowała się.
-To nie tak! - zawołała – po prostu wy nie znacie tej piłki co ja!
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
-Nie znamy się na piłce?
-Tego nie powiedziałam – upiła kawy – po prostu wy umieć tylko grać.
-Tylko grać? -Spojrzałem na nią zdziwiony – Tylko?
-Owszem.
    Cisza nastała przy stoliku, a my obaj wpatrywaliśmy się w nią skonsternowanym wzrokiem.
  • Jest też coś więcej. Dla was to rozgrywki, wyniki i mecze. Ale nigdy nie widzieliście tego od tej drugiej strony. Kibice znają cel, wartości. Dla was liczy się wynik. Dla mnie to co innego. Dla innych lalek czy dziewczyn to moment do pokazania się na stadionie. Dla mnie to sport, coś w stylu, pasji! Ludzie potrafią zabić dla honoru, wy umiecie się co najwyżej szarpać za koszulki...
-Nie mów tak!
-Widzicie? - żachnęła się i po raz pierwszy dostrzegłem coś w jej oczach. Nie gniew, ale jakiś płomyczek idei którą właśnie próbowała nam przekazać – nie rozumiecie tego. U mnie w mieście piłka to element życia. Nie jesteś kibicem to nie masz życia. Są takie kluby... W Polsce fanatyzm jest też dosyć mocny, ale nigdzie indziej jak u nas, w Petersburgu.
Roześmiałem się kpiąco. Niezbyt mogłem uwierzyć w to co mówiła. Wariatka! Przemądrzała dziewucha, która próbowała udowodnić mi, że wie więcej od nas.
Spojrzała na swoje dłonie ewidentnie zawstydzona.
Mnie jednak wciąż intrygowała jej osoba. Była bardzo wojownicza i pewna siebie chociaż przy nas wydawała się mała i krucha. Cały czas jednak walczyła o swoje i chciała abyśmy zrozumieli co ma na myśli.
-Będę się już zbierać – mruknęła zbierając swoje rzeczy. Najwyraźniej nie chciała już mieć z nami do czynienia, skoro jej duma ucierpiała.
Wstała od stołu kładąc na blacie banknot i zarzucając dżinsową kurtkę.
-Do zobaczenia – uśmiechnęła się lekko.
-Nie bądź zła – powiedział Varane, a ja westchnąłem.
-Nie jestem – uśmiechnęła się cierpko – Przyzwyczaiłam się.
Spojrzałem na nią pytająco.
-Do tego, że nie traktuje się mnie poważnie – wzruszyła ramionami jakby nie chciało jej się tłumaczyć.– No ale to nic...
Złapała swoją torbę i wyszliśmy przed restaurację. W ciągu kilku minut jakby zapomniała o wszystkim. Znowu była inną osobą, która nie przejęła się tym, że ktoś nie zrozumiał tego co mówiła. Nie chciała drążyć dalej tego tematu dlatego odpuściła.
Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę miasta. Żadne z nas nie przerwało ciszy która nastała, aż do starówki.
Całą drogę obserwowałem jej radosną twarz. Napawała się miastem i ciepłem stąd bijącym. Dawno nie spotkałem tak prostej, delikatnej osobowości, a równocześnie silnego charakteru.
-Gdzie idziemy? - Spytała nagle. Już nie miała buntu w oczach. Tym razem wpatrywała się we mnie osoba o błyszczących oczach i szerokim uśmiechu. Jej długie blond włosy falowały pod wpływem ruchu, mieniąc się promieniami słońca, a cała radość znowu tkwiła w jej rumieńcach.
Spojrzałem na zegarek, a jej uśmiech przygasł. W telefonie mrugała mi wiadomość:
Wracaj. Gdzie jesteś? S.
Już dawno miałem być w domu. Ale oczywiście zasiedziałem się z Rafą.
-Przepraszam – mruknęła w odpowiedzi – Jeśli musicie iść, dam sobie radę...
-Mam dużo czasu – wymsknęło mi się niechcący, zanim pomyślałem.
Prawda była taka, że nie mogłem rozgryźć dziewczyny która przyleciała tu aż z Rosji. Zaintrygowała mnie już w momencie gdy spotkaliśmy się wspólnie na bankiecie. Zwykła fanka, miała tylko pobyć chwilę w naszym towarzystwie, uścisnąć nam ręce i zrobić sobie z nami zdjęcia.
Raphael jednak totalnie się wkręcił i wciągnął Rosjankę dużo głębiej w nasze życie. Ja osobiście nie był bym taki ufny. Wolałem najpierw wybadać teren i lepiej poznać sytuację. Młody chłopak jednak najwyraźniej naprawdę zafascynował się Blondynką.

RAPHAEL

Wszedłem do szatni rzucając swoją torbę w kąt pomieszczenia. Dostrzegłem, że grupa kumpli już siedziała w środku, a kilku z nich posłało mi pytające spojrzenie.
-No? - sapnąłem zmęczony zrzucając kurtkę i buty i grzebiąc w torbie.
Sergio wyszczerzył się szeroko, a stojący nieopodal Morata szturchnął go w ramię.
-Wszyscy już wiedzą – mruknął Ramos przebierając się w swoje ciuchy treningowe.
-O czym? -Zmarszczyłem brwi nie do końca wiedząc o co chodzi.
Karim w podskokach podfrunął do reszty i w radosnym uśmiechu zaczął stroić miny.
  • O pewnej blondwłosej piękności ze wschodu. Jak jej tam Sona?
-Sonja – poprawiłem go, a kilku kumpli roześmiało się – Do czego pijecie?
Drzwi skrzypnęły i pojawił się Iker.
-Te półgłówki piją do tego, że ta Rosjanka wpadła Ci w oko – doszedł do swojej szafki i przywitał się ze wszystkimi. Zdjął koszulkę zostając w samych szortach.
Parsknąłem śmiechem.
  • To nie we mnie jest wpatrzona jak w obrazek – fuknąłem w jego stronę nieco ciszej. Iker udawał jednak, że tego nie usłyszał i wpatrywał się w swoje rzeczy na szafce, starajac się znaleźć jakąś niepotrzebną rzecz – Nie powiem, laska która zna się na piłce to skarb i powinno się z taką od razu żenić.
Casillas roześmiał się.
-Ona przynajmniej wie na jakiej pozycji grasz – mruknąłem do niego znacząco.
Poczułem jak Iker mierzy mnie wzrokiem. Dobrze wiedział, do czego piję. W tamtym tygodniu jego narzeczona pochwaliła się, że Iker to najlepszy blokujący świata. Wszyscy mieli z niej dobry ubaw, a gazety przez kolejnych kilka dni rozpisywały się na temat braku wiedzy Panny Carbonero.
-Odpieprz się – mruknął w końcu w moją stronę, po czym skierował się do wyjścia.
-Ej! Właśnie wpadłem na pomysł – zawołał w końcu Karim jakby chciał nas uwolnić od tej gotującej się wręcz atmosfery – Musimy się gdzieś wszyscy wybrać. Tak jak zawsze...
Wyszliśmy z szatni kierując się na boczne boiska. Szło nas kilku, w grupie, co chwilę przekomarzając się lub żartując.
-Nie martw się – Marcello klepnął mnie w ramię. Spojrzałem na niego zdziwiony, jakby nie rozumiejąc jego słów.
-Nie martwię się – mruknąłem – Fajna z niej dziewczyna, ale nie zabujałem się w niej ani nic...
-Jasneeee ... - roześmiał się Morata mijając nas z bananem na ustach - Zakochana para...!
Chłopaki zaśmiali się głośno, a ja złapałem go za kołnierz.
-Nie żyjesz Morata!

SONJA

Cały poranek spędziłam na bieganiu. W parku w okolicach centrum miasta znalazłam sobie elegancki pas zieleni na którym na sam koniec rozłożyłam swoje rzeczy i walnęłam się napawając się pogodą. Było pięknie, a ja nie mogłam usiedzieć na tyłku. Oparłam się na łokciach przez okulary obserwując całe otoczenie.
Nagle mój telefon rozdzwonił się. Wyjęłam go z kieszonki i zerknęłam na wyświetlacz. To najpewniej rafa, bo numer znowu nieznany, a w obecnej chwili nikt nie dzwonił, póki byłam za granicą.
-Halo? - zawołałam, a po drugiej stronie usłyszałam radosne śmiechy i hiszpańskie gatki.
-Cześć tu Raphael! - usłyszałam radosny głosik. Uśmiechnęłam się pod nosem. Najwyraźniej Realowe byczki zapragnęły zrobić sobie ze mnie żarciki.
-Tęsknię za tobą, myślę o tobie, aż mi od tego kołuje się w głowie!
-To piękne !- zawołałam do słuchawki. Niestety nie byłam w stanie rozpoznać do kogo należy głos.
Nie minęła sekunda gdy na linii doszło do jakiegoś zamieszania, a do słuchawki dobrał się ktoś jeszcze.
-Halo?
-Tak? - spytałam nieco głupio, ale nie wiedziałam z kim rozmawiam.
-Cześć, tu Iker, przepraszam za tych idiotów – sapnęłam, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa – hej???
-jestem jestem – uśmiechnęłam się lekko – rozmawiam z tobą.
-Tak – potwierdził śmiejąc się równocześnie. Powiedziałam to na głos? -Rozmawiasz, jeszcze raz sorry za tych baranów.
-Nie ma za co – mruknęłam zawstydzona równocześnie się rozłączając.
Ległam znowu na trawę oddychając ciężko. Ty głupia kretynko!
Jakiś czas później telefon znowu się rozdzwonił, a gdy na wyświetlaczu spostrzegłam ten sam komunikat co wcześniej zmarszczyłam brwi. Nie chcę z nim gadać, ani nic...
-Halo? - mruknęłam sennie.
-Nie wierzę – usłyszałam głos piłkarza – Nie wierzę w to, że do ciebie zadzwonili. Co za idioci! Co ci wygadywali?
-Powiedzieli mi bardzo ładny wiersz... o... właściwie nawet nie wiem o czym– uśmiechnęłam się lekko na swoje kłamstewko.
-Taaa... Chcesz się spotkać? - spytał, a ja otworzyłam oczy.
-Nie wiem – odpowiedziałam niepewnie – A ty chcesz?
-Mogę wziąć kogoś i pójdziemy na lody – powiedział, a ja spojrzałam po sobie. Musiałabym się przebrać. Nie dając mi jednak nic powiedzieć dodał – Okej, bez dyskusji. Podaj mi gdzie mam być i nie długo tam będziemy. I nawet nie chce słyszeć, że nie możesz!


niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 3

Bez zbędnego gadania zapraszam do czytania ;)

Sebastiana pożegnałam na lotnisku jeszcze wcześniej niż planowałam. Miał mi za złe, że postanowiłam zostać, więc poinformował mnie, że wyjeżdża. Zupełnie nie rozumiałam jego decyzji, ale przyjęłam ją z honorem. Nadal jednak irytował mnie fakt, że trzy dni wcześniej wyjechał co wiązało się z płaceniem za cały pokój już teraz. Jeszcze wczorajszego wieczoru porządnie przeliczyłam swoje oszczędności. Jeśli wszystko się zgadza istniała możliwość kupienia sobie sukienki.
Mój telefon rozdzwonił się, wybudzając mnie z rozmyślań. Na wyświetlaczu migał „nieznany numer” co nieco mnie zdziwiło, jednak po chwili dostałam olśnienia.
-Halo?
-Cześć, Tu Raphael! - usłyszałam w słuchawce francuski akcent.
-Cześć – odpowiedziałam.
-Rozumiem, że zostajesz prawda?
-Owszem. Mój przyjaciel pojechał już wczoraj, ale ja postanowiłam, że zostaję. Taka okazja...
-Widzisz? Mówiłem, że tak będzie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam na łóżku.
-I jakie masz plany?
-Muszę kupić sukienkę by nie wyjść na wieśniaka – zrobiłam kwaśną minę. Nie miałam zwyczaju chodzić w sukienkach. To nie był mój ulubiony strój więc nie uśmiechała mi się wizja kupna sukienki. Sama na dzień dzisiejszy wybrałam swój ulubiony szary zestaw.
-Super pomysł. Znam kilka fajnych sklepów.
Poczułam gulę w gardle. Raphael nie do końca chyba zdawał sobie sprawę, że nasze portfele znacznie się różnią.
-Chyba dam sobie radę sama. Jestem dużą dziewczynką – powiedziałam stąpając po dość stabilnym gruncie.
-Wierzę Ci – usłyszałam jego radosny śmiech – Możemy się dzisiaj spotkać? Mam dla ciebie niespodziankę.
Poczułam jak humor mi się poprawia. Nawet najsłabsza niespodzianka od piłkarza Realu Madryt będzie najlepszą niespodzianką w życiu.
Tak więc dwie godziny później naciągnęłam na głowę baseballówkę i z torbą na ramieniu ruszyłam do ustalonego miejsca.
Chłopak już tam czekał więc dość szybko się dosiadłam i od razu poprosiłam o kawę.
-Jak ci mija dzień?
Wzruszyłam ramionami.
-Co to za niespodzianka? - nie mogłam się doczekać.
-Rozmawiałem z moim kolegą. Pojawi się na bankiecie – uśmiechnął się cwanie, a ja poczułam, że palę buraka.
-El Santo? Naprawdę?! - Miałam ochotę piszczeć i skakać ze szczęścia, gdy piłkarz przytaknął – Nie mogę w to uwierzyć!
-Cieszę się, że podoba ci się niespodzianka.
-Nawet sobie nie wyobrazisz – zawołałam – Mieszkam w odległym zakątku świata, jadę by zobaczyć mecz, a tu się okazuje, że nie dość, że poznaję jednego z piłkarzy to jeszcze zapraszają mnie na bankiet i mam zobaczyć swojego mistrza.
Roześmiał się. Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam się ogarnąć.
-Dobrze. Czy pasuje ci aby samochód podjechał po ciebie w piątek o dziewiętnastej?
Pokiwałam pospiesznie głową. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, mają spełnić się moje marzenia! Co ja gadam, tego nawet nigdy nie brałam pod uwagę!
Spojrzałam ponownie na piłkarza.
-Możesz mi coś powiedzieć? - spytałam ostrożnie – będziesz sam?
Zmarszczył brwi nieco zaskoczony pytaniem. Nie chciałam aby tak to zabrzmiało.
-Przepraszam, nie żebym była nachalną fanką czy coś w tym stylu. Po prostu... Strasznie się boję.
Jego mina złagodniała.
-Nikogo nie znam, jestem obcą osobą, nie znam waszego języka. Czuję, że umrę. I chciałam cię prosić abyś mnie nie zgubił przypadkiem w tłumie.
Tym razem już się roześmiał.
-Będę Cię pilnował jak oka w głowie – posłał mi oczko na co odetchnęłam z ulgą.

Tak jak piłkarz zapowiedział, czarny mercedes zatrzymał się pod moim blokiem punktualnie, więc od razu mogłam wskoczyć do środka. Pogoda była paskudna, dlatego moja fryzura którą misternie ułożyłam godzinę temu teraz wyglądała jakbym wpadła pod Tira. Byłam tak poddenerwowana, że widok mokrych włosów w szybie auta przyprawiał mnie o płacz.
Specjalnie na tę okazję założyłam prostą miętową sukienkę. Urzekła mnie swoją prostotą i wręcz kanciastym kształtem, ale w tej chwili mogłam wyglądać jedynie jak biedak.
Pospiesznie wyjęłam wszystkie wsuwki z włosów i małą szczotką do włosów, delikatnie je rozczesałam.
Mój telefon zabrzęczał.
-Da?
-Tu Raphael, jedziesz już?
-Niestety tak, aczkolwiek... Prawdopodobnie powinnam była zostać w domu. Wyglądam jak mokra kura.
-Jak co? - roześmiał się, najwyraźniej nigdy wcześniej nie słysząc takiego określenia.
-Nieważne – jęknęłam starając się ogarnąć.
Gdy tylko podjechałam dostrzegłam, że piłkarz stoi niedaleko wejścia z ogromnym parasolem. W jednej chwili pojawił się obok mnie osłaniając przed deszczem.
-Pani pozwoli? - podał mi ramię, a ja poczułam, że palę buraka – Wyglądasz powalająco.
-Taka odmiana – westchnęłam i podreptałam za nim w stronę hotelu.
Przez pierwsze pół godziny nie ogarniałam zbyt wiele. Byłam zbyt przerażona i jedyne co robiłam to obserwowałam ludzi w około dostrzegając co jakiś czas ogromne zamieszanie fotoreporterów które oznaczało, że obok znajduje się ktoś ważny.
Nagle, taka jak od dłuższego czasu zrobiło się ogromne zamieszanie od strony drzwi. Stojąc raczej na uboczu obok Varanea próbowałam dostrzec któż taki się właśnie pokazał.
-Iker – nachylił się do mnie piłkarz, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. Odwróciłam się do niego.
-Jezu... Chyba umrę.
Obserwowaliśmy jak bramkarz klubu wchodzi do głównego hallu otoczony fleszami, a u jego boku kroczyła jak zawsze piękna i błyszcząca partnerka. Z tego co pamiętam dziennikarka. Skrzywiłam się, gdyż dziwnym trafem nigdy nie uważałam dziennikarzy za wiarygodne osobowości.
Wyglądali wspaniale. Ona niczym królowa wpłynęła na salony, a tuż za nią kroczył bardzo elegancki piłkarz.
-Trochę go przytłacza – mruknęłam gdy Varane pojawił się u mojego boku z kieliszkiem szampana.
Kwadrans później zostałam złapana przez kobietę z klubu, która załatwiła mi wejściówki. Zwróciła się do kilku reporterów, a także kamery stojącej nieopodal.
-A to jeden z naszych dzisiejszych gości – zawołała. Chwilę później pojawiło się obok mnie dwóch mężczyzn w garniturach reprezentujących władze klubu, a także Raphael Varane który doskonale wspierał mnie na duchu. Czułam, że cała aż dygoczę z nadmiaru emocji.
-Sonja Vajentyna – dodała kobieta – Panna Sonja przyjechała do Madrytu by udać się na mecz swojej ukochanej drużyny, a my umożliwiliśmy jej spotkać się z nimi na żywo.
To nic, że pomyliła moje nazwisko. Chwilę później stałam już przed kamerą jedynie w obecności piłkarza, który raczej mało był zainteresowany przemową a bardziej wszystkim w około.
-Jak się Pani czuje?
-Przerażona – odpowiedziałam, a kilka osób się roześmiało – To znaczy. Nadal nie wierzę, że tu jestem. Nie wiem nawet czym sobie na to zasłużyłam...
Jak najszybciej uciekłam sprzed oczu kamerzysty i uciekłam do łazienki.
Byłam tak przerażona, że nie dostrzegłam kobiety która tego wieczora pojawiła się u boku samego El Santo, a która właśnie malowała obok mnie usta, wpatrując się w ogromne lustro. Umyłam dłonie i odetchnęłam.
-Stresik?
Przytaknęłam nieco zdziwiona, że mnie zauważyła.
Spojrzała w moją stronę i zlustrowała od góry do dołu.
-Z takimi nogami też bym miała stres. Zbyt męskie jak na mój gust. Chociaż, ogólnie wygląda pani na jakiegoś sportsmana. A kobiety które mają mięśnie mnie obrzydzają. Ja sama należę w końcu do raczej szczupłych osób. Długo nad tym pracowałam.
Wpatrywałam się w nią przeciągle, aż w końcu z uśmiechem odpłynęła w swoją stronę.
Kopara opadła mi chyba do samej ziemi, a ja nadal nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
Wychodząc z łazienki nadal byłam przerażona i zdziwiona.
-Sonja! - usłyszałam głos Varane, który wybudził mnie z oszołomienia – Coś się stało?
-Miałam bliskie spotkanie trzeciego stopnia z partnerką El Santo – mruknęłam na co się roześmiał.
-Nie przejmuj się, to dziennikarka, plotkara i celebrytka – poklepał mnie po ramieniu – A teraz chodź, przedstawię cię kilku osobom.
Jego słowa jeszcze bardziej mnie przeraziły, ale dałam się pociągnąć do stolika przy którym już siedziało kilkanaście osób.
Zawołał coś po hiszpańsku, a ja nadal stałam jak trusia. Wpatrywało się we mnie kilkanaście par oczu, a ja nie rozumiałam ni jednego słowa z tego co mówili. W jednej chwili wyłapałam tylko „Adopt me!” i przypomniałam sobie kartkę którą miałam na meczu. Szturchnęłam go w ramię
-Eejjj! - zawołałam – To nie fair!
-Jesteś Rosjanką? - spytał w końcu sam Morata. Odetchnęłam i przytaknęła równocześnie.
-Nie rozumiem nawet słowa po hiszpańsku – mruknęłam gdy w końcu usiedliśmy przy stole.
Ktoś coś dopowiedział po hiszpańsku.
-Nie rozumiem – jęknęłam na co wszyscy się roześmieli.
-Wiemy – dopowiedział Casimiro – Dlatego lepiej dla nas. Nie chciała byś tego rozumieć. Popatrzyłam na niego przerażona. Varane go skarcił, po czym uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
-Nie przejmuj się. Taki żarcik.
Przez resztę wieczoru chodziłam jak struta. Nie miałam odwagi odezwać się do kogokolwiek, ani w ogóle patrzeć się na jakiegokolwiek piłkarza. Siedziałam więc w miejscu w którym zostawili mnie piłkarze i wyczekiwałam, aż impreza się skończy.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Chodź! - piłkarz podbiegł do mnie i pociągnął w stronę tłumu. Dopiero po paru sekundach zorientowałam się że stoję w kręgu, dokładnie na wprost mojego ideału.
Iker Casillas.
Jego wzrok na ułamek sekundy zawiesił się na mnie po czym ponownie wrócił jakby próbował sobie przypomnieć czy może mnie skądś znać.
Wyglądał na dużo młodszego niż w rzeczywistości. Był wysoki i bardzo postawny. A małe zmarszczki wokół oczu sprawiały, że wyglądał ciepło i radośnie. Wyglądał idealnie jak z plakatu który wisiał w moim malutkim pokoju. Wąskie wargi tworzyły cienką linię układającą się w delikatny uśmiech, a ciemne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie.
-Iker, poznaj Sonje...
El Santo nadal wpatrując się we mnie pochylił się i podał mi rękę. Nie mogłam złapać oddechu kiedy poczułam jego lekko szorstką skórę. Matko boska, właśnie dotknęłam najlepszego bramkarza na świecie!
-Ah tak! - usłyszeliśmy głos dziennikarki u jego boku – Fanka mojego Ikera! Jesteś tą zaproszoną.
Brzmiało to jak „tą biedaczką”. Przełknęłam ślinę.
-Mówiłam już, że wyglądasz czarująco. Jesteś modelką? Aktorką?
Wpatrywałam się w nią oszołomiona. Varane delikatnie szturchnął mnie w ramię.
-Kulturystką.
Kilka osób spojrzało w moją stronę.
-Nie, nie... chodzi o to, że trenuję czynnie sport. Nie jestem jakimś przerośniętym babskiem z testosteronem – jęknęłam w odpowiedzi.
Przytaknęli. Podszedł kelner podając nam kieliszki z winem. Ludzie gdzieś się rozmyli, pozostawiając mnie sam na sam z Varanem, który wziął sobie do serca fakt by mnie nie spuszczać z oczu, Morata oraz sam Casillas.
-Lubisz piłkę nożną?
-Jako sport, owszem – odpowiedziałam Moracie.
-Nie wszystkie kobiety lubią ten sport – odezwał się jak dotąd milczący Casillas. Miał charakterystyczną chrypkę.
-Nie jestem jak wszystkie kobiety – dodałam nieco ciszej i spojrzałam na Sarę Carbonero która nieopodal plotkowała z jakąś modelką.
Powoli sączyłam trunek.
-Lubię piłkę w której są zasady, ale też taką z honorem, z walką, nieco brutalną, ale z charakterem.
-Znam pewną reprezentację która udowodniła mi, że nie mają ani honoru, ani charakteru – odezwał się znowu Iker, a my przysłuchiwaliśmy się jego słowom – Byli beznadziejni! A jeszcze na koniec strzelili nam bramkę, przy okazji prawie łamiąc nogę Busquetsowi. Ruscy to najgorszy naród na świecie. Grają beznadziejnie...
Poczułam, że wino wpada mi nie tam gdzie trzeba, przez co nagle się zakrztusiłam, a cały napój wystrzelił mi z ust. Kaszlałam i charczałam nie mogąc złapać oddechu. Poczułam jak krew mi buzuje. Wyprowadził mnie z równowagi!

-Ja jestem z Rosji!