niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 3

Bez zbędnego gadania zapraszam do czytania ;)

Sebastiana pożegnałam na lotnisku jeszcze wcześniej niż planowałam. Miał mi za złe, że postanowiłam zostać, więc poinformował mnie, że wyjeżdża. Zupełnie nie rozumiałam jego decyzji, ale przyjęłam ją z honorem. Nadal jednak irytował mnie fakt, że trzy dni wcześniej wyjechał co wiązało się z płaceniem za cały pokój już teraz. Jeszcze wczorajszego wieczoru porządnie przeliczyłam swoje oszczędności. Jeśli wszystko się zgadza istniała możliwość kupienia sobie sukienki.
Mój telefon rozdzwonił się, wybudzając mnie z rozmyślań. Na wyświetlaczu migał „nieznany numer” co nieco mnie zdziwiło, jednak po chwili dostałam olśnienia.
-Halo?
-Cześć, Tu Raphael! - usłyszałam w słuchawce francuski akcent.
-Cześć – odpowiedziałam.
-Rozumiem, że zostajesz prawda?
-Owszem. Mój przyjaciel pojechał już wczoraj, ale ja postanowiłam, że zostaję. Taka okazja...
-Widzisz? Mówiłem, że tak będzie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam na łóżku.
-I jakie masz plany?
-Muszę kupić sukienkę by nie wyjść na wieśniaka – zrobiłam kwaśną minę. Nie miałam zwyczaju chodzić w sukienkach. To nie był mój ulubiony strój więc nie uśmiechała mi się wizja kupna sukienki. Sama na dzień dzisiejszy wybrałam swój ulubiony szary zestaw.
-Super pomysł. Znam kilka fajnych sklepów.
Poczułam gulę w gardle. Raphael nie do końca chyba zdawał sobie sprawę, że nasze portfele znacznie się różnią.
-Chyba dam sobie radę sama. Jestem dużą dziewczynką – powiedziałam stąpając po dość stabilnym gruncie.
-Wierzę Ci – usłyszałam jego radosny śmiech – Możemy się dzisiaj spotkać? Mam dla ciebie niespodziankę.
Poczułam jak humor mi się poprawia. Nawet najsłabsza niespodzianka od piłkarza Realu Madryt będzie najlepszą niespodzianką w życiu.
Tak więc dwie godziny później naciągnęłam na głowę baseballówkę i z torbą na ramieniu ruszyłam do ustalonego miejsca.
Chłopak już tam czekał więc dość szybko się dosiadłam i od razu poprosiłam o kawę.
-Jak ci mija dzień?
Wzruszyłam ramionami.
-Co to za niespodzianka? - nie mogłam się doczekać.
-Rozmawiałem z moim kolegą. Pojawi się na bankiecie – uśmiechnął się cwanie, a ja poczułam, że palę buraka.
-El Santo? Naprawdę?! - Miałam ochotę piszczeć i skakać ze szczęścia, gdy piłkarz przytaknął – Nie mogę w to uwierzyć!
-Cieszę się, że podoba ci się niespodzianka.
-Nawet sobie nie wyobrazisz – zawołałam – Mieszkam w odległym zakątku świata, jadę by zobaczyć mecz, a tu się okazuje, że nie dość, że poznaję jednego z piłkarzy to jeszcze zapraszają mnie na bankiet i mam zobaczyć swojego mistrza.
Roześmiał się. Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam się ogarnąć.
-Dobrze. Czy pasuje ci aby samochód podjechał po ciebie w piątek o dziewiętnastej?
Pokiwałam pospiesznie głową. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, mają spełnić się moje marzenia! Co ja gadam, tego nawet nigdy nie brałam pod uwagę!
Spojrzałam ponownie na piłkarza.
-Możesz mi coś powiedzieć? - spytałam ostrożnie – będziesz sam?
Zmarszczył brwi nieco zaskoczony pytaniem. Nie chciałam aby tak to zabrzmiało.
-Przepraszam, nie żebym była nachalną fanką czy coś w tym stylu. Po prostu... Strasznie się boję.
Jego mina złagodniała.
-Nikogo nie znam, jestem obcą osobą, nie znam waszego języka. Czuję, że umrę. I chciałam cię prosić abyś mnie nie zgubił przypadkiem w tłumie.
Tym razem już się roześmiał.
-Będę Cię pilnował jak oka w głowie – posłał mi oczko na co odetchnęłam z ulgą.

Tak jak piłkarz zapowiedział, czarny mercedes zatrzymał się pod moim blokiem punktualnie, więc od razu mogłam wskoczyć do środka. Pogoda była paskudna, dlatego moja fryzura którą misternie ułożyłam godzinę temu teraz wyglądała jakbym wpadła pod Tira. Byłam tak poddenerwowana, że widok mokrych włosów w szybie auta przyprawiał mnie o płacz.
Specjalnie na tę okazję założyłam prostą miętową sukienkę. Urzekła mnie swoją prostotą i wręcz kanciastym kształtem, ale w tej chwili mogłam wyglądać jedynie jak biedak.
Pospiesznie wyjęłam wszystkie wsuwki z włosów i małą szczotką do włosów, delikatnie je rozczesałam.
Mój telefon zabrzęczał.
-Da?
-Tu Raphael, jedziesz już?
-Niestety tak, aczkolwiek... Prawdopodobnie powinnam była zostać w domu. Wyglądam jak mokra kura.
-Jak co? - roześmiał się, najwyraźniej nigdy wcześniej nie słysząc takiego określenia.
-Nieważne – jęknęłam starając się ogarnąć.
Gdy tylko podjechałam dostrzegłam, że piłkarz stoi niedaleko wejścia z ogromnym parasolem. W jednej chwili pojawił się obok mnie osłaniając przed deszczem.
-Pani pozwoli? - podał mi ramię, a ja poczułam, że palę buraka – Wyglądasz powalająco.
-Taka odmiana – westchnęłam i podreptałam za nim w stronę hotelu.
Przez pierwsze pół godziny nie ogarniałam zbyt wiele. Byłam zbyt przerażona i jedyne co robiłam to obserwowałam ludzi w około dostrzegając co jakiś czas ogromne zamieszanie fotoreporterów które oznaczało, że obok znajduje się ktoś ważny.
Nagle, taka jak od dłuższego czasu zrobiło się ogromne zamieszanie od strony drzwi. Stojąc raczej na uboczu obok Varanea próbowałam dostrzec któż taki się właśnie pokazał.
-Iker – nachylił się do mnie piłkarz, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. Odwróciłam się do niego.
-Jezu... Chyba umrę.
Obserwowaliśmy jak bramkarz klubu wchodzi do głównego hallu otoczony fleszami, a u jego boku kroczyła jak zawsze piękna i błyszcząca partnerka. Z tego co pamiętam dziennikarka. Skrzywiłam się, gdyż dziwnym trafem nigdy nie uważałam dziennikarzy za wiarygodne osobowości.
Wyglądali wspaniale. Ona niczym królowa wpłynęła na salony, a tuż za nią kroczył bardzo elegancki piłkarz.
-Trochę go przytłacza – mruknęłam gdy Varane pojawił się u mojego boku z kieliszkiem szampana.
Kwadrans później zostałam złapana przez kobietę z klubu, która załatwiła mi wejściówki. Zwróciła się do kilku reporterów, a także kamery stojącej nieopodal.
-A to jeden z naszych dzisiejszych gości – zawołała. Chwilę później pojawiło się obok mnie dwóch mężczyzn w garniturach reprezentujących władze klubu, a także Raphael Varane który doskonale wspierał mnie na duchu. Czułam, że cała aż dygoczę z nadmiaru emocji.
-Sonja Vajentyna – dodała kobieta – Panna Sonja przyjechała do Madrytu by udać się na mecz swojej ukochanej drużyny, a my umożliwiliśmy jej spotkać się z nimi na żywo.
To nic, że pomyliła moje nazwisko. Chwilę później stałam już przed kamerą jedynie w obecności piłkarza, który raczej mało był zainteresowany przemową a bardziej wszystkim w około.
-Jak się Pani czuje?
-Przerażona – odpowiedziałam, a kilka osób się roześmiało – To znaczy. Nadal nie wierzę, że tu jestem. Nie wiem nawet czym sobie na to zasłużyłam...
Jak najszybciej uciekłam sprzed oczu kamerzysty i uciekłam do łazienki.
Byłam tak przerażona, że nie dostrzegłam kobiety która tego wieczora pojawiła się u boku samego El Santo, a która właśnie malowała obok mnie usta, wpatrując się w ogromne lustro. Umyłam dłonie i odetchnęłam.
-Stresik?
Przytaknęłam nieco zdziwiona, że mnie zauważyła.
Spojrzała w moją stronę i zlustrowała od góry do dołu.
-Z takimi nogami też bym miała stres. Zbyt męskie jak na mój gust. Chociaż, ogólnie wygląda pani na jakiegoś sportsmana. A kobiety które mają mięśnie mnie obrzydzają. Ja sama należę w końcu do raczej szczupłych osób. Długo nad tym pracowałam.
Wpatrywałam się w nią przeciągle, aż w końcu z uśmiechem odpłynęła w swoją stronę.
Kopara opadła mi chyba do samej ziemi, a ja nadal nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
Wychodząc z łazienki nadal byłam przerażona i zdziwiona.
-Sonja! - usłyszałam głos Varane, który wybudził mnie z oszołomienia – Coś się stało?
-Miałam bliskie spotkanie trzeciego stopnia z partnerką El Santo – mruknęłam na co się roześmiał.
-Nie przejmuj się, to dziennikarka, plotkara i celebrytka – poklepał mnie po ramieniu – A teraz chodź, przedstawię cię kilku osobom.
Jego słowa jeszcze bardziej mnie przeraziły, ale dałam się pociągnąć do stolika przy którym już siedziało kilkanaście osób.
Zawołał coś po hiszpańsku, a ja nadal stałam jak trusia. Wpatrywało się we mnie kilkanaście par oczu, a ja nie rozumiałam ni jednego słowa z tego co mówili. W jednej chwili wyłapałam tylko „Adopt me!” i przypomniałam sobie kartkę którą miałam na meczu. Szturchnęłam go w ramię
-Eejjj! - zawołałam – To nie fair!
-Jesteś Rosjanką? - spytał w końcu sam Morata. Odetchnęłam i przytaknęła równocześnie.
-Nie rozumiem nawet słowa po hiszpańsku – mruknęłam gdy w końcu usiedliśmy przy stole.
Ktoś coś dopowiedział po hiszpańsku.
-Nie rozumiem – jęknęłam na co wszyscy się roześmieli.
-Wiemy – dopowiedział Casimiro – Dlatego lepiej dla nas. Nie chciała byś tego rozumieć. Popatrzyłam na niego przerażona. Varane go skarcił, po czym uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
-Nie przejmuj się. Taki żarcik.
Przez resztę wieczoru chodziłam jak struta. Nie miałam odwagi odezwać się do kogokolwiek, ani w ogóle patrzeć się na jakiegokolwiek piłkarza. Siedziałam więc w miejscu w którym zostawili mnie piłkarze i wyczekiwałam, aż impreza się skończy.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Chodź! - piłkarz podbiegł do mnie i pociągnął w stronę tłumu. Dopiero po paru sekundach zorientowałam się że stoję w kręgu, dokładnie na wprost mojego ideału.
Iker Casillas.
Jego wzrok na ułamek sekundy zawiesił się na mnie po czym ponownie wrócił jakby próbował sobie przypomnieć czy może mnie skądś znać.
Wyglądał na dużo młodszego niż w rzeczywistości. Był wysoki i bardzo postawny. A małe zmarszczki wokół oczu sprawiały, że wyglądał ciepło i radośnie. Wyglądał idealnie jak z plakatu który wisiał w moim malutkim pokoju. Wąskie wargi tworzyły cienką linię układającą się w delikatny uśmiech, a ciemne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie.
-Iker, poznaj Sonje...
El Santo nadal wpatrując się we mnie pochylił się i podał mi rękę. Nie mogłam złapać oddechu kiedy poczułam jego lekko szorstką skórę. Matko boska, właśnie dotknęłam najlepszego bramkarza na świecie!
-Ah tak! - usłyszeliśmy głos dziennikarki u jego boku – Fanka mojego Ikera! Jesteś tą zaproszoną.
Brzmiało to jak „tą biedaczką”. Przełknęłam ślinę.
-Mówiłam już, że wyglądasz czarująco. Jesteś modelką? Aktorką?
Wpatrywałam się w nią oszołomiona. Varane delikatnie szturchnął mnie w ramię.
-Kulturystką.
Kilka osób spojrzało w moją stronę.
-Nie, nie... chodzi o to, że trenuję czynnie sport. Nie jestem jakimś przerośniętym babskiem z testosteronem – jęknęłam w odpowiedzi.
Przytaknęli. Podszedł kelner podając nam kieliszki z winem. Ludzie gdzieś się rozmyli, pozostawiając mnie sam na sam z Varanem, który wziął sobie do serca fakt by mnie nie spuszczać z oczu, Morata oraz sam Casillas.
-Lubisz piłkę nożną?
-Jako sport, owszem – odpowiedziałam Moracie.
-Nie wszystkie kobiety lubią ten sport – odezwał się jak dotąd milczący Casillas. Miał charakterystyczną chrypkę.
-Nie jestem jak wszystkie kobiety – dodałam nieco ciszej i spojrzałam na Sarę Carbonero która nieopodal plotkowała z jakąś modelką.
Powoli sączyłam trunek.
-Lubię piłkę w której są zasady, ale też taką z honorem, z walką, nieco brutalną, ale z charakterem.
-Znam pewną reprezentację która udowodniła mi, że nie mają ani honoru, ani charakteru – odezwał się znowu Iker, a my przysłuchiwaliśmy się jego słowom – Byli beznadziejni! A jeszcze na koniec strzelili nam bramkę, przy okazji prawie łamiąc nogę Busquetsowi. Ruscy to najgorszy naród na świecie. Grają beznadziejnie...
Poczułam, że wino wpada mi nie tam gdzie trzeba, przez co nagle się zakrztusiłam, a cały napój wystrzelił mi z ust. Kaszlałam i charczałam nie mogąc złapać oddechu. Poczułam jak krew mi buzuje. Wyprowadził mnie z równowagi!

-Ja jestem z Rosji!

7 komentarzy:

  1. Trafiłam tutaj przypadkiem i już pokochałam to opowiadanie < 3
    Genialny rozdział : *
    Mam nadzieję , że między Sonją i Varane'm coś zaiskrzy , bo widać , że mu się spodobała ^^
    Eh , i współczuję Casillasowi , po tym , co powiedział na końcu :D
    Czekam z niecierpliwością na następny i zapraszam do mnie . :* :3

    http://el-amor-es-la-poesia-de-los-sentidos.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. El Santo przegiął pałkę :D
    Teraz jestem ciekawa na jego reakcję, gdy Sonja powiedziała, że jest z Rosji!
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ikier jakiś ty nie dżentelmen. Serio CHCE WIDZIEĆ ich miny jak dowiedzieli sie jaką to gafę Iki strzelił xd
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Iker, Iker... nie ma to jak gafa strzelona z nieprzygotowania i głupoty. Obawiam się, że bohater z dzieciństwa przestał być tym księciem z bajki....

    OdpowiedzUsuń
  5. ah ta Carbonero, widzę, że nie tylko ja za nią nie przepadam. co do rozdziału wszystko fajnie... aż tu nagle Ikuś wyskakuje z takim tekstem. jestem ciekawa jego reakcji na słowa Sonji no i czy starał sie a może inaczej, w jaki sposób załagodził sytuację. idealna wizja Santo zapewne została rozmyta. ;)
    przy okazji serdecznie zapraszam do siebie
    co kryje sie pod ociepleniem stosunków na linii Ramos - Ronaldo? i co gryzie Ikera?
    odpowiedzi jak zawsze na te-quiero-para-siempre.blogspot.com
    pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj Iker, Iker... Kilka nieprzemyślanych słów może zniszczyć piękną wizję Sonii. Pewnie bardzo się na nim zawiodła... :(

    Przy okazji zapraszam na nowe opowiadanie: http://ozilla-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że tak bez komentarza dotyczącego rozdziału, ale w najbliższym czasie postaram się nadrobić wszelkie zaległości. Tymczasem zapraszam na rozdział 12 na www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń