czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 5

SONJA
Pierwszy raz w życiu biegłam tak szybko. Może zbyt się przejęłam, ale Raphael dał mi do zrozumienia, że właściwie nie są, aż tak daleko i będą u mnie za kwadrans. Doskonale wiedzieli, że muszę jeszcze szybko się przebrać, bo im to powiedziałam, ale ustalili, że mogą poczekać na słoneczku. Super!
Wyminęłam starszą kobietkę, a następnie tłumek babć które właśnie maszerowały hardo do kościoła. Nadal nie zwalniając tempa przebiegłam niechcący na czerwonym świetle, a chwilę później dobiegłam do okolicznych blokowisk.
Ktoś zawołał do mnie po hiszpańsku, ale nie zrozumiałam ani słowa. W międzyczasie zdążyłam jeszcze skręcić w złą uliczkę i zwinnym krokiem musiałam nadrobić spory kawał drogi.
W jednej sekundzie, poczułam jak noga ześlizguje mi się z krawężnika przez co wylądowałam na kolanie. Nie zważając na to jednak szybko biegłam dalej w stronę bloków w których zatrzymałam się na te kilka dni w Madrycie.

IKER
Zajechałem elegancko na uliczkę, nie za bardzo wiedząc co dalej, gdyż Raphael właśnie mało nie zabijał Moraty na moim tylnym siedzeniu, a siedzący obok Karim właśnie katował nas Celiną śpiewając Tytanica z radia. Zaparkowałem na środku osiedla.
-To tutaj? - spytałem w końcu – Ej! Głupki!
Rapha spojrzał na mnie urażony.
-To on!
-Jesteśmy na miejscu – stwierdziłem, wysiadając z auta, a za mną reszta – Mam przynajmniej taką nadzieję.
Karim który zajął strategiczne miejsce obok mnie, na masce auta klepnął mnie w ramię.
-To tutaj – brodą wskazał w kierunku parku – Ej! Varane, twoja dziewczyna biegnie.
Miał rację. Mniej więcej trzysta metrów od nas dojrzeliśmy pędzącą blondynkę. Wyglądała jakby uciekała przed co najmniej lwem, bo nabrała ogromnej prędkości, ale minę miała skupiona i zaciętą. Morata zagwizdał do niej, co by zwrócić jej uwagę, za co oberwał od nas po głowie.
-To nie pies! - warknąłem, nie odrywając od niej spojrzenia.
Wyglądała uroczo. Włosy miała rozpuszczone, a na sobie sportowy komplet – top i krótkie spodenki. Była bardzo ładnie wysportowana, co dodawało jej rześkości, a na nas oczywiście działało wszystkich. Na każdego z osobna.
Spojrzała na nas i zwolniła. Dobiegając do nas podniosła rękę, pokazując, że potrzebuje chwili i niczym nie zrażona zniknęła w jednym z bloków naprzeciwko.
-Fiu! - zawołał Morata i uśmiechnął się złowieszczo – Niezła laska!
-Opanuj się dzieciaku – jęknąłem, w duchu jednak się śmiejąc. Oczywiście, że Rosjanka była niezła, nie mogłem temu zaprzeczyć nawet ja – Święty.
Prawda była taka, że po prostu nie mogłem oprzeć się widokowi dziewczyny, która dba o siebie w tak pozytywny sposób. To ją odróżniało od Sary, która poświęcała swoje życie ubraniom, modzie i kamerom.
Minął kwadrans, kiedy to Morata zaczął już bawić się w didżeja puszczając nam muzykę z auta, a Karim rozłożył się na ławce nieopodal. Raphael zajął się swoim telefonem.
Dopiero po chwili dostrzegłem, że drzwi do jednej z klatek się otworzyły i pojawiła się w nich blondynka. Włosy miała mokre, delikatnie falujące na wietrze, a na siebie założyła dżinsowe szorty i zwiewną bluzeczkę. Uniosłem brwi do góry. To dziwne. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę, to jakaś zupełnie obca nam dziewczyna z drugiego końca świata, a my ją tak jakby nagle przygarnęliśmy i tu z nią gadamy, tu z nią piszemy, a to kawa, a to na lody. Odchrząknąłem lekko, dając tym samym znak chłopakom, aby się ogarnęli.
Wszyscy podnieśli się jak na zawołanie.
-Gotowa?
Kiwnęła głową.
-Boli cię kolano? - spytałem grzecznie widząc że ma przyklejony sporej wielkości plaster.
-To nic takiego – Zwróciła się do reszty wymijając mnie łukiem – A więc?
-Rafa zaproponował jakieś lody...
Przytaknęła, ale nie odpowiedziała już nic więcej. Obserwowałem jej wypieki na policzkach, a następnie uśmiech który posłała Rafie. On również go odwzajemnił. Blondynka poprawiła włosy zwracając tym naszą uwagę. Właścicielka długich, słomianych włosów mogła sobie nawet nie zdawać z tego sprawy, ale każdym swoim takim najmniejszym ruchem, prowokowała nas do wymiany spojrzeń między sobą. W Hiszpanii kobiety charakteryzowały się przeważnie ciemniejszą karnacją, a także oliwkową skórą, przez co jej naturalna, wschodnia uroda, bardzo wszystkim imponowała.
Dodatkowo, była niesamowicie wysportowana i szczupła co jeszcze bardziej stwarzało obraz, ślicznej słowiańskiej, słonecznej dziewczyny. Na miasto poszliśmy na piechotę. U mojego boku ochoczo maszerował Alvaro. Co chwilę dokuczali sobie nawzajem z Raphaelem przy okazji wciągając w swoje głupie zabawy blondynkę.
Wydawała się nieco nieśmiała. Staraliśmy wszyscy ją jakoś rozbawić, ale najwyraźniej postanowiła zachować zdrowy dystans. To dobre posunięcie jeśli o to chodzi. Za kilka dni już jej nie będzie, a u nas wszystko wróci do cudownej codzienności.
Dochodząc do eleganckich kawiarenek, chłopaki zapragnęli pierwszego przystanku na lody.
-Jakie?
-Śmietanowe – powiedziała Rosa.
-Mi weźcie czekoladowe – zawołałem kiedy zająłem miejsce obok dziewczyny. Miała na nosie okulary przeciwsłoneczne przez co niezbyt wiedziałem czy na mnie patrzy. Ewidentnie nasze dotychczasowe rozmowy nie kończyły się zbyt pozytywnie dlatego nie dziwiłem się gdy nawet nie odezwała się słowem.
-O czym myślisz? - spytałem więc, chcąc przerwać niezręczną ciszę, na co westchnęła przeciągle.
-Myślę, jak bardzo dziękuję Bogu. Za to, że ja, zwykła dziewczyna siedzę tu teraz naprzeciw ciebie...
Zdziwiłem się na jej słowa i przełknąłem ślinę. Takie wyznanie co najmniej mnie zadziwiło.
-Jesteś religijna?
Uśmiechnęła się lekko.
-Nie bardzo – pokręciła głową - U nas religią jest Prawosławie, ale nigdy nie przywiązywałam do tego większej wagi.
Pokiwałem głową, rozumiejąc jej słowa. Sam byłem wierzący, ale pozytywne myślenie które prezentowała Sonja bardzo mi się podobało i nie przeszkadzało mi jej podejście do tych spraw.
Mój telefon rozdzwonił się w kieszeni kurtki.
-Przepraszam – spojrzałem na blondynkę i odebrałem telefon – Cześć Kochanie...
-Cześć Iker – usłyszałem radosny głos mojej partnerki– Znalazłam nam nowe mieszkanie!
Uśmiechnąłem się lekko.
-Kochanie, mogę zadzwonić do ciebie za jakiś czas?
-To ważne.
-Oczywiście, że tak – przytaknąłem. Przy stoliku pojawiła się cała reszta grupy – Wszystko co mówisz jest ważne.
-Oho – Karim odezwał się po angielsku – Rozmawia z Sarą.
-Stul dziób Karim! Kochanie, jestem teraz z chłopakami... Swoją drogą mamy chyba fajne mieszkanie?
-Tak, ale mogłoby być nieco większe – dodała zniecierpliwiona – W takim razie, o której będziesz?
-Myślę, że tak za dwie godzinki? Wtedy wszystkiego wysłucham i pogadamy o tym na spokojnie.
Starałem się jeść swojego loda, który już ciekł mi po całej ręce – Kocham Cię!
Zawołałem po czym się rozłączyłem.

___________________________________________
Jest i rozdział 5. Z duuuuużym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda ;)