Jest i rozdział drugi. Nie jest ich zbyt wiele, a i akcja jest dosyć szybka i płynna. Razem siódemka. Póki co, zapraszam do czytania. Buziaki
_________________________________
Po głowie nadal chodziły mi słowa
chłopaków. A nawet obraz, tego co się stało. Jeszcze tego
samego wieczora w internecie pojawiło się moje zdjęcie. W
anegdotkach dotyczących promocji książki, tą najbardziej lubianą
był wątek piłkarza i jego fanki.
-Gotowa? - spytał Bastian kiedy
narzuciłam na szyję szalik klubowy który dostałam już w
prezencie od Ciro, Davida i Andresa.
To fantastyczni ludzie.
Kiwnęłam mu głową, sama kierując
się w stronę wyjścia. Całymi dniami wręcz kipiałam radością
tańcząc po pokoju. Dojazd na stadion zajął nam zaledwie chwilkę.
Postanowiliśmy być znacznie wcześniej, ale już teraz stojąc przy
bramkach widziałam długą kolejkę. W rękach dzierżyłam aparat,
nie mogąc się doczekać kiedy pojawię się w miejscu o którym
śniłam latami.
Przez cały mecz czułam, się jak na
szpilkach. Aparat przejął Bas który był w stanie ogarniać
co się dzieje w około niego i na okrągło pstrykał nam fotki.
-Napisali ci Hiszpanie!- zawołał do
mnie kiedy tylko była przerwa – oderwałam wzrok od boiska, kiedy
tylko piłkarze zniknęli mi z pola widzenia, kryjąc się w tunelu.
-Widziałam Casillasa! Widziałam
Casillasa! - zawołałam, nie mogąc się opamiętać.
Tak jak w międzyczasie wspomniał Bas,
chwilę później obok nas pojawiło się również
trzech Hiszpanów. Uścisnęłam każdego z nich. Cieszyłam
się, że ich widzę.
-Siema psycholko! - zawołał Ciro, a
ja wystawiłam język – Cieszysz się, że tu jesteś?
-I to jak! Marzyłam o tym od kilku
ładnych lat! Chociaż... nigdy nie wierzyłam, że to marzenie się
spełni!
-Widzieliśmy Cię na telebimie!
Myślisz, że Casillas podpisuje już papiery?
Zaśmiałam się radośnie. Chwilę
przed rozpoczęciem, na karcie z tacki McDonalda markerem napisałam
ogromne słowa „Casillas Adopt me!”. Najwyraźniej któraś
kamera to wychwyciła.
Wyszczerzyłam się radośnie.
Przenieśliśmy się w stronę trybun,
oczekując pojawienia się piłkarzy, kiedy podeszła do nas
elegancka kobieta. Ubrana była w galowy komplet i dokładnie
lustrowała każdego z nas.
-Pani Sonja...?
Spojrzałam zaskoczona na Panów.
- Sonja Valentinova – przytaknęłam.
- Moge Panią prosić? - spytała, więc odeszłyśmy na bok – Mam dla Pani zaproszenie na bankiet.
Zamrugałam.
-Jaki Bankiet?
-Klubowy. To taki prezent od klubu,
znamy Pani historię – uśmiechnęła się lekko – A w czasie
przerwy, kamera pokazała Panią. Pan Rafael nagle zakomunikował, że
to Pani...
Wpatrywałam się w nią nieco
zaskoczona. Jak to niby możliwe?
-Bankiet to uroczystość charytatywna.
Odbędzie się za dwa tygodnie – powiedziała, a ja poczułam jak
tracę oddech.
-Za tydzień mnie tu już nie będzie
-jęknęłam.
Kobieta podała mi kopertę.
-Proszę się zastanowić, to dla Pani
szansa, a dla nas przyjemność. Po meczu zapraszam jeszcze do
wejścia A dla VIPów. W tej chwili muszę już wrócić
do siebie...
Pokiwałam głową pozwalając jej
odejść. W momencie gdy zniknęła mi z oczu, poczułam, że obok
stanął Ciro i Bas.
-Co tam psycholko? - spytał ten
pierwszy, a ja przygryzłam wargę.
-Zostałam zaproszona na bankiet klubu
– powiedziałam odwracając się do nich. Zobaczyłam jak
zdziwienie wkrada się na ich twarze, a ja nadal nie mogłam
porządnie oddychać.
Szybko wytłumaczyłam o co chodzi,
ponieważ nasi właśnie wbili bramkę.
-Isco! - zawołał do nas David, a ja
dobiegłam do barierki – Idealna główka!
Przez resztę meczu czułam jak
adrenalina we mnie buzuje. Emocje naprawdę mnie przepełniały i gdy
tylko zabrzmiał ostatni gwizdek nie mogłam się napatrzyć na
wszystkich na boisku.
Równocześnie wiedziałam, że
kobieta z zarządu nie będzie czekała na mnie wiecznie, więc
umówiwszy się z chłopakami przy wyjściu H, szybko pobiegłam
w miejsce vipowskie.
-Jutro, w biurze zarządu będzie do
odebrania zaproszenie – uśmiechnęła się delikatnie. Nie mogła
mieć więcej niż czterdzieści lat. W przyszłości chciałabym
współpracować na tak honorowej pozycji jak ona. Może w
jakimś małym, rosyjskim klubie.
-Idziemy oblać zwycięstwo do klubu –
zawołali Hiszpanie – Pokażemy wam gdzie świętują zwycięzcy.
I tak jak powiedzieli, tak też
zrobiliśmy. Panowie zaprowadzili nas do miejsca gdzie większość
ludzi świętowało zwycięstwo swojego klubu. Bawiłam się, piłam
i tańczyłam z różnymi facetami, najwięcej plusując sobie
bluzką klubową.
Kiedy po godzinie zasiadłam w końcu
na kanapie, odetchnęłam zmęczona
-Nareszcie wróciłaś –
uśmiechnął się do mnie Bas i złapał za rękę – Czas wracać.
-Zwariowałeś? - zaśmiałam się.
Zbyt dobrze się bawiłam – Chcesz to wracaj.
Widziałam, że nie jest zadowolony
więc w końcu uległam. Zebrałam swoje rzeczy i pożegnałam się
zresztą. Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz Bastian przywołał
taksówkę. Dopiero gdy usiadłam poczułam jak bardzo jestem
zmęczona.
-Dzięki, że mnie wyciągnąłeś –
mruknęłam ziewając, a on ucałował mnie w czoło.
-Nie ma za co. Obudzę Cię jak
dojedziemy.
Nad ranem, obudziłam się o szóstej,
mimo że położyłam się blisko drugiej. Niby nie siedzieliśmy
długo na imprezie, ale nie należałam do imprezowiczów, więc
bladym świtem byłam już gotowa na mały trening. Wygrzebałam
swoje buty treningowe i narzuciłam dres. Wychodząc z mieszkania
wybrałam się na małą przebieżkę. Ciągłe obcowanie ze sportem
sprawiło, że bez trudu pokonałam dziesiątkę i skupiłam się na
porządnym rozciąganiu.
Po powrocie do mieszkania, nadal
wszyscy spali. Cichaczem doprowadziłam się do porządku w łazience
i zrobiłam sobie duże śniadanie składające się z jajecznicy z
czterech białek i zupy mlecznej.
-Się masz wariatko – w progu pojawił
się Bastian. Wyglądał na padniętego więc szybko przyszykowałam
mu kubek kawy – Wyspałaś się?
-Mhm – pokiwałam głową i
uśmiechnęłam się, pakując sobie do ust jedzenie.
-Biegałaś?
-Mhm.
Pokręcił głową.
-Przy tobie można wpaść w kompleksy
– mruknął.
-Przy tobie niekoniecznie –
uśmiechnęłam się cwanie.
Przez cały dzień siedziałam jak na
szpilkach. Aż mnie nosiło i kiedy w końcu wybiła godzina
popołudniowa mogłam udać się do klubu by dostać zaproszenie.
Jeszcze nie przemyślałam co zrobię z faktem, że wyjeżdżam za
tydzień. Bastian musiał wracać do pracy, a ja prawdę mówiąc
mogłabym coś wymyślić i zostać dłużej. Albo wrócić tu
jeszcze raz, aczkolwiek na to nie pozwoliły by mi już moje
oszczędności.
Przed stadionem znalazłam się
punktualnie o trzeciej i gdy tylko weszłam przez główne
drzwi zwróciłam się do ochroniarza. Ten wskazał mi drogę,
aż w końcu stanęłam przed dębowymi, eleganckimi drzwiami
prowadzącymi do jednego z wydziału klubu. Zapukałam nerwowo.
Właściwie nie wiedziałam jak mam odebrać tą wizytę. Na
spotkanie wybrałam swoje najlepsze ciuchy. Damskie polo, spodnie w
kancik i marynarkę.
Drzwi otworzyła mi ponownie ta sama
kobieta.
-Witam, witam – zaprosiła mnie do
środka. Elegancki gabinet w nowoczesnym stylu. Po chwili dostrzegłam
również jednego z piłkarzy siedzącego na sofie. Raphael
Varane – Już Pani szykuję kopertę.
-Dziękuję. Ale tak naprawdę, niezbyt
wiem jak powinnam się zachować – powiedziałam. Niezupełnie
zdawałam sobie sprawę, czym właściwie było to zaproszenie.
-To prezent. Klub i piłka to jedna
rodzina. Mamy na świecie mnóstwo fanów.
-I ja jedna na miliony...
-Pomagamy ludziom. Gdy chore dziecko ma
marzenie, gdy ktoś kto jest naszym wiernym fanem chce być cząstką
klubu. Ale tym razem, jest Pani. Bo chcemy pokazać światu, że klub
wspiera nie tylko, tych biednych, chorych fanów w potrzebie.
-To niesamowite, ale tak jak
wspominałam, miałam tu zostać do końca tygodnia. Niezupełnie
wiem co powinnam zrobić – Spojrzałam na kopertę którą
wręczyła mi kobieta.
-Pomyślimy nad tym – odezwał się
piłkarz wstając – Zapraszam Panią.
Zwrócił się do mnie?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
Varane chwycił mnie za łokieć i
skierował się w stronę drzwi. Ukłonił się nisko i wypchnął na
zewnątrz.
-Proponuję kawę. Przemyślimy
sytuację – mówił płynnie po angielsku, z
charakterystycznym miękkim akcentem. Pochodził bodajże z Francji.
Nadal nieco otumaniona podążyłam za nim w stronę wyjścia.
Skierowaliśmy się w stronę jednej z uroczych kawiarenek nieopodal
gdzie od razu wskazano mi miejsce. Matko! Właśnie siedziałam na
wprost piłkarza Realu Madryt.
Przygryzłam wargę. Że też bywałam
odważna nie w tych momentach co trzeba...
-Nie przedstawiłem Ci się jeszcze –
chłopak uśmiechnął się lekko – Raphael.
-Sonja – uścisnęłam mu rękę.
-Jesteś fanką klubu?
-Największą – przytaknęłam
uspokajając się – Nie spotkasz drugiej takiej dziewczyny.
Przez godzinę rozmawialiśmy na milion
tematów związanych z piłką. Już sam fakt, że mogłam z
nim porozmawiać, przyprawiał mnie o dreszcze. Zadawałam mu milion
pytań, że aż w końcu ugryzłam się w język.
-Przepraszam, zapomniałam się –
mruknęłam na co roześmiał się szczerze.
- Nic nie szkodzi. A kto jest twoim
piłkarskim autorytetem? - spytał w końcu, a ja spojrzałam na
swoje dłonie.
-Zinedine Zidane – upiłam łyk kawy
– A obecnie Iker Casillas.
-A nie z klubu?
-To nie tak, że lubię tylko piłkarzy
z klubu – obruszyłam się – Podziwiam różnych graczy. Na
przykład pod względem techniki nie mogę się nadziwić Zlatanovi
Ibrahimowicowi.
-Jest super – przytaknął – Ale ja
lubię również Riberyego.
-Ostry zawodnik.
Dyskutowaliśmy tak bez końca.
-A więc? Pójdziesz na bankiet?
Westchnęłam.
-Nie wiem. To znaczy, ciężko mi to
ogarnąć. To takie niespodziewane, a poza tym, musiałabym, albo
wrócić tutaj co dla mnie jest zbyt drogie, albo zostać,
pogadać z kobitkami od których wynajmujemy pokój i
zostać dłużej...
-No to już. Musisz z nimi pogadać i
zostajesz!
-To nie jest takie proste. Mam
ograniczony budżet – Żachnęłam się – A poza tym, jestem tu z
przyjacielem. I on musi wrócić.
-Mogę ci we wszystkim pomóc –
zaoferował się, co mnie nieco zdziwiło – Chętnie cię gdzieś
podrzucę, podwiozę... Mogę ci towarzyszyć w trakcie bankietu.
-To naprawdę miłe, dziękuję.
Wyciągnął serwetkę leżącą na
stoliku i długopis i podsunął mi pod nos.
-Napisz mi numer.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Nie mam wykupionych połączeń
zagranicznych. Obsługuję tylko rosyjski numer...
-To nic – uśmiechnął się – Ja
nie mogę Ci podać swojego. Rozumiesz, taka praca, ale o koszta się
już nie martw. Naprawdę nie mam z tym problemów.
No tak. To sławny, bogaty facet.
Jednakże posłusznie naskrobałam swój numer i chociaż z
politowaniem spojrzał na zagraniczny zapis cyferek który
wykonałam schował go do kieszeni. Wątpiłam by zatrzymał tę
serwetkę. Pewnie już ją zgubił, lub za chwilę wytrze w nią nos
czy coś innego.
-Jak się namyślisz to daj mi znać
okej? Będę dzwonił za kilka dni.
-Okej, dzięki – pożegnałam się z
nim.
-Pamiętaj, że to twoja życiowa
szansa!
Słowa piłkarza dudniły mi w uszach
przez resztę dnia i gdy tylko na mojej drodze stanął Bastian
wiedziałam jaką podjęłam decyzję. I on niestety również.
-Zostaniesz – bardziej potwierdził
niż spytał. Znał mnie zbyt dobrze.
-Oczywiście, że tak – pokiwałam
głową ładując sobie na talerz porcję obiadową którą
chłopak zamówił w restauracji – To jedna szansa na milion.
Gdyby nie to głupie ujęcie na trybunach... Widzisz, cały los
sprzyja mi abym tam poszła!
-Jasne, że tak, ale widzisz. Ja muszę
wrócić – powiedział, a ja przytaknęłam – Nie mogę cię
tu zostawić samej.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Oczywiście, że możesz. Będę w
kontakcie z Ciro, Davidem i Carlosem. Jak nie oni to nasze
współlokatorki. Znam tu już grupkę. Zresztą, ten piłkarz,
Raphael Varane, zaoferował mi pomoc...
-Czyli chodzi o niego – mruknął, a
ja nie do końca rozumiałam jego słowa – Naprawdę wierzysz, że
piłkarz znajdzie czas...
-O czym ty mówisz?- poczułam,
że cały mój dobry humor gdzieś upływa – Nie psuj mi
humoru Bas, okej?
-Jasne – mruknął naburmuszony i
wrócił na kanapę. Odpalił telewizor przeskakując po
kanałach. Jako, że współlokatorek nie było, mieliśmy
możliwość skorzystać trochę z salonu. A ze względu na to, że
nie wiele rozumieliśmy z języka, pozostało nam oglądanie
rozgrywek sportowych.
Gdy tylko przełączyłam na mecz,
Sebastian podniósł się zniecierpliwiony.
-Ile można! - warknął, a ja
wystawiłam język przedrzeźniając go.
-Dajże spokój! Przykro mi, że
nie jestem taką dziewczyną jak inne!
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Poszedł bym, ale na nasz mecz –
mruknął w końcu zapatrując się w ekran.
Westchnęłam.
-Wiesz, że to nie takie proste...
Przytaknął
-Możemy oglądać je w telewizji...
-To nie to samo. Brakuje mi czasu
kiedy, wolałaś chodzić na 'Mieszki'. Paliliśmy race i szaleliśmy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak, to
były czasy. Jeszcze jakiś czas temu siedziałam w tym po uszy.
Zenit Petersburg był całym moim życiem, a ja pośród jego
kibiców czułam się jak w rodzinie.
Takie spotkanie z Raphaelem - no, no, no *.* Pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że Sonja dostała takie zaproszenie, a i kawaler do towarzystwa już się nawet napatoczył :D
Czekam na kolejny i na Ikera ♥
Teraz można stwierdzić, że Sojna urodziła się od szczęśliwą gwiazdką. Nie dość, że spotkała piłkarzy Realu Madryt to jeszcze zostanie zaproszona na bal charytatywny. Poza tym sam Varane oferuje jej pomoc. To na serio jedyna taka okazja! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńVarane najwyraźniej uległ jej urokowi, haha, ta dziewczyna ma szczęście ! Tylko czy mnie się wydaje, czy dostrzegłam ukłucie zazdrości w wypowiedzi Bastiana?
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - świetny blog !!!
OdpowiedzUsuńSonja jest bardzo ciekawą dziewczyną z niezwykłym szczęściem :)
Tak jak vella wyczułam zazdrość u Bastiana.
Czekam z niecierpliwością na wątek z Ikerem. :d
Pozdrawiam
plus mam pytanie :)
Usuńwrócisz jeszcze do pisania palabras-suaves.blogspot.com?
mam nadzieję że tak i z góry dziękuje za odpowiedz :)
tak z tym, że mam mało czasu i póki co nie piszę wcale. To opowiadanie mam już napisane, a tamto uzupełnię jak tylko coś naskrobię ;)
UsuńWybacz, że dopiero teraz przybyłam... Nadrobiłam i muszę przyznać, że opowiadanie jest spoko :) Sonja ma tyle szczęścia, że mogłaby nim obdarować kilka osób. Spotkała Rafę, idzie na bal... Nic, tylko zazdrościć :) Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie jeszcze nadmienić, że wraz z koleżanką, blogerką Moniikką, założyłyśmy profil na facebooku, gdzie znajdą się wszystkie aktualizacje odnośnie naszych wspólnych i prywatnych blogów. Jak wiesz ja nie informuję indywidualnie o swoich nowych rozdziałach, a na stronie na pewno znajdą się takowe informacje, więc myślę, że to będzie spore ułatwienie dla wszystkich. Na stronie można nas również informować o swoich nowościach, a co za tym idzie reklamować się i zdobywać nowych czytelników :) Strona ma kilka godzin, więc póki co nie jest popularna, ale mamy nadzieję, że za sprawą takich osób jak Ty to się właśnie zmieni :) Zapraszam więc na naszą stronę: https://www.facebook.com/moniikka.and.ozilla