piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 2

Jest i rozdział drugi. Nie jest ich zbyt wiele, a i akcja jest dosyć szybka i płynna. Razem siódemka. Póki co, zapraszam do czytania. Buziaki
_________________________________

Po głowie nadal chodziły mi słowa chłopaków. A nawet obraz, tego co się stało. Jeszcze tego samego wieczora w internecie pojawiło się moje zdjęcie. W anegdotkach dotyczących promocji książki, tą najbardziej lubianą był wątek piłkarza i jego fanki.
-Gotowa? - spytał Bastian kiedy narzuciłam na szyję szalik klubowy który dostałam już w prezencie od Ciro, Davida i Andresa.
To fantastyczni ludzie.
Kiwnęłam mu głową, sama kierując się w stronę wyjścia. Całymi dniami wręcz kipiałam radością tańcząc po pokoju. Dojazd na stadion zajął nam zaledwie chwilkę. Postanowiliśmy być znacznie wcześniej, ale już teraz stojąc przy bramkach widziałam długą kolejkę. W rękach dzierżyłam aparat, nie mogąc się doczekać kiedy pojawię się w miejscu o którym śniłam latami.
Przez cały mecz czułam, się jak na szpilkach. Aparat przejął Bas który był w stanie ogarniać co się dzieje w około niego i na okrągło pstrykał nam fotki.
-Napisali ci Hiszpanie!- zawołał do mnie kiedy tylko była przerwa – oderwałam wzrok od boiska, kiedy tylko piłkarze zniknęli mi z pola widzenia, kryjąc się w tunelu.
-Widziałam Casillasa! Widziałam Casillasa! - zawołałam, nie mogąc się opamiętać.
Tak jak w międzyczasie wspomniał Bas, chwilę później obok nas pojawiło się również trzech Hiszpanów. Uścisnęłam każdego z nich. Cieszyłam się, że ich widzę.
-Siema psycholko! - zawołał Ciro, a ja wystawiłam język – Cieszysz się, że tu jesteś?
-I to jak! Marzyłam o tym od kilku ładnych lat! Chociaż... nigdy nie wierzyłam, że to marzenie się spełni!
-Widzieliśmy Cię na telebimie! Myślisz, że Casillas podpisuje już papiery?
Zaśmiałam się radośnie. Chwilę przed rozpoczęciem, na karcie z tacki McDonalda markerem napisałam ogromne słowa „Casillas Adopt me!”. Najwyraźniej któraś kamera to wychwyciła.
Wyszczerzyłam się radośnie.
Przenieśliśmy się w stronę trybun, oczekując pojawienia się piłkarzy, kiedy podeszła do nas elegancka kobieta. Ubrana była w galowy komplet i dokładnie lustrowała każdego z nas.
-Pani Sonja...?
Spojrzałam zaskoczona na Panów.
  • Sonja Valentinova – przytaknęłam.
  • Moge Panią prosić? - spytała, więc odeszłyśmy na bok – Mam dla Pani zaproszenie na bankiet.
Zamrugałam.
-Jaki Bankiet?
-Klubowy. To taki prezent od klubu, znamy Pani historię – uśmiechnęła się lekko – A w czasie przerwy, kamera pokazała Panią. Pan Rafael nagle zakomunikował, że to Pani...
Wpatrywałam się w nią nieco zaskoczona. Jak to niby możliwe?
-Bankiet to uroczystość charytatywna. Odbędzie się za dwa tygodnie – powiedziała, a ja poczułam jak tracę oddech.
-Za tydzień mnie tu już nie będzie -jęknęłam.
Kobieta podała mi kopertę.
-Proszę się zastanowić, to dla Pani szansa, a dla nas przyjemność. Po meczu zapraszam jeszcze do wejścia A dla VIPów. W tej chwili muszę już wrócić do siebie...
Pokiwałam głową pozwalając jej odejść. W momencie gdy zniknęła mi z oczu, poczułam, że obok stanął Ciro i Bas.
-Co tam psycholko? - spytał ten pierwszy, a ja przygryzłam wargę.
-Zostałam zaproszona na bankiet klubu – powiedziałam odwracając się do nich. Zobaczyłam jak zdziwienie wkrada się na ich twarze, a ja nadal nie mogłam porządnie oddychać.
Szybko wytłumaczyłam o co chodzi, ponieważ nasi właśnie wbili bramkę.
-Isco! - zawołał do nas David, a ja dobiegłam do barierki – Idealna główka!
Przez resztę meczu czułam jak adrenalina we mnie buzuje. Emocje naprawdę mnie przepełniały i gdy tylko zabrzmiał ostatni gwizdek nie mogłam się napatrzyć na wszystkich na boisku.
Równocześnie wiedziałam, że kobieta z zarządu nie będzie czekała na mnie wiecznie, więc umówiwszy się z chłopakami przy wyjściu H, szybko pobiegłam w miejsce vipowskie.
-Jutro, w biurze zarządu będzie do odebrania zaproszenie – uśmiechnęła się delikatnie. Nie mogła mieć więcej niż czterdzieści lat. W przyszłości chciałabym współpracować na tak honorowej pozycji jak ona. Może w jakimś małym, rosyjskim klubie.
-Idziemy oblać zwycięstwo do klubu – zawołali Hiszpanie – Pokażemy wam gdzie świętują zwycięzcy.
I tak jak powiedzieli, tak też zrobiliśmy. Panowie zaprowadzili nas do miejsca gdzie większość ludzi świętowało zwycięstwo swojego klubu. Bawiłam się, piłam i tańczyłam z różnymi facetami, najwięcej plusując sobie bluzką klubową.
Kiedy po godzinie zasiadłam w końcu na kanapie, odetchnęłam zmęczona
-Nareszcie wróciłaś – uśmiechnął się do mnie Bas i złapał za rękę – Czas wracać.
-Zwariowałeś? - zaśmiałam się. Zbyt dobrze się bawiłam – Chcesz to wracaj.
Widziałam, że nie jest zadowolony więc w końcu uległam. Zebrałam swoje rzeczy i pożegnałam się zresztą. Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz Bastian przywołał taksówkę. Dopiero gdy usiadłam poczułam jak bardzo jestem zmęczona.
-Dzięki, że mnie wyciągnąłeś – mruknęłam ziewając, a on ucałował mnie w czoło.
-Nie ma za co. Obudzę Cię jak dojedziemy.

Nad ranem, obudziłam się o szóstej, mimo że położyłam się blisko drugiej. Niby nie siedzieliśmy długo na imprezie, ale nie należałam do imprezowiczów, więc bladym świtem byłam już gotowa na mały trening. Wygrzebałam swoje buty treningowe i narzuciłam dres. Wychodząc z mieszkania wybrałam się na małą przebieżkę. Ciągłe obcowanie ze sportem sprawiło, że bez trudu pokonałam dziesiątkę i skupiłam się na porządnym rozciąganiu.
Po powrocie do mieszkania, nadal wszyscy spali. Cichaczem doprowadziłam się do porządku w łazience i zrobiłam sobie duże śniadanie składające się z jajecznicy z czterech białek i zupy mlecznej.
-Się masz wariatko – w progu pojawił się Bastian. Wyglądał na padniętego więc szybko przyszykowałam mu kubek kawy – Wyspałaś się?
-Mhm – pokiwałam głową i uśmiechnęłam się, pakując sobie do ust jedzenie.
-Biegałaś?
-Mhm.
Pokręcił głową.
-Przy tobie można wpaść w kompleksy – mruknął.
-Przy tobie niekoniecznie – uśmiechnęłam się cwanie.
Przez cały dzień siedziałam jak na szpilkach. Aż mnie nosiło i kiedy w końcu wybiła godzina popołudniowa mogłam udać się do klubu by dostać zaproszenie. Jeszcze nie przemyślałam co zrobię z faktem, że wyjeżdżam za tydzień. Bastian musiał wracać do pracy, a ja prawdę mówiąc mogłabym coś wymyślić i zostać dłużej. Albo wrócić tu jeszcze raz, aczkolwiek na to nie pozwoliły by mi już moje oszczędności.
Przed stadionem znalazłam się punktualnie o trzeciej i gdy tylko weszłam przez główne drzwi zwróciłam się do ochroniarza. Ten wskazał mi drogę, aż w końcu stanęłam przed dębowymi, eleganckimi drzwiami prowadzącymi do jednego z wydziału klubu. Zapukałam nerwowo. Właściwie nie wiedziałam jak mam odebrać tą wizytę. Na spotkanie wybrałam swoje najlepsze ciuchy. Damskie polo, spodnie w kancik i marynarkę.
Drzwi otworzyła mi ponownie ta sama kobieta.
-Witam, witam – zaprosiła mnie do środka. Elegancki gabinet w nowoczesnym stylu. Po chwili dostrzegłam również jednego z piłkarzy siedzącego na sofie. Raphael Varane – Już Pani szykuję kopertę.
-Dziękuję. Ale tak naprawdę, niezbyt wiem jak powinnam się zachować – powiedziałam. Niezupełnie zdawałam sobie sprawę, czym właściwie było to zaproszenie.
-To prezent. Klub i piłka to jedna rodzina. Mamy na świecie mnóstwo fanów.
-I ja jedna na miliony...
-Pomagamy ludziom. Gdy chore dziecko ma marzenie, gdy ktoś kto jest naszym wiernym fanem chce być cząstką klubu. Ale tym razem, jest Pani. Bo chcemy pokazać światu, że klub wspiera nie tylko, tych biednych, chorych fanów w potrzebie.
-To niesamowite, ale tak jak wspominałam, miałam tu zostać do końca tygodnia. Niezupełnie wiem co powinnam zrobić – Spojrzałam na kopertę którą wręczyła mi kobieta.
-Pomyślimy nad tym – odezwał się piłkarz wstając – Zapraszam Panią.
Zwrócił się do mnie? Spojrzałam na niego zdziwiona.
Varane chwycił mnie za łokieć i skierował się w stronę drzwi. Ukłonił się nisko i wypchnął na zewnątrz.
-Proponuję kawę. Przemyślimy sytuację – mówił płynnie po angielsku, z charakterystycznym miękkim akcentem. Pochodził bodajże z Francji. Nadal nieco otumaniona podążyłam za nim w stronę wyjścia. Skierowaliśmy się w stronę jednej z uroczych kawiarenek nieopodal gdzie od razu wskazano mi miejsce. Matko! Właśnie siedziałam na wprost piłkarza Realu Madryt.
Przygryzłam wargę. Że też bywałam odważna nie w tych momentach co trzeba...
-Nie przedstawiłem Ci się jeszcze – chłopak uśmiechnął się lekko – Raphael.
-Sonja – uścisnęłam mu rękę.
-Jesteś fanką klubu?
-Największą – przytaknęłam uspokajając się – Nie spotkasz drugiej takiej dziewczyny.
Przez godzinę rozmawialiśmy na milion tematów związanych z piłką. Już sam fakt, że mogłam z nim porozmawiać, przyprawiał mnie o dreszcze. Zadawałam mu milion pytań, że aż w końcu ugryzłam się w język.
-Przepraszam, zapomniałam się – mruknęłam na co roześmiał się szczerze.
- Nic nie szkodzi. A kto jest twoim piłkarskim autorytetem? - spytał w końcu, a ja spojrzałam na swoje dłonie.
-Zinedine Zidane – upiłam łyk kawy – A obecnie Iker Casillas.
-A nie z klubu?
-To nie tak, że lubię tylko piłkarzy z klubu – obruszyłam się – Podziwiam różnych graczy. Na przykład pod względem techniki nie mogę się nadziwić Zlatanovi Ibrahimowicowi.
-Jest super – przytaknął – Ale ja lubię również Riberyego.
-Ostry zawodnik.
Dyskutowaliśmy tak bez końca.
-A więc? Pójdziesz na bankiet?
Westchnęłam.
-Nie wiem. To znaczy, ciężko mi to ogarnąć. To takie niespodziewane, a poza tym, musiałabym, albo wrócić tutaj co dla mnie jest zbyt drogie, albo zostać, pogadać z kobitkami od których wynajmujemy pokój i zostać dłużej...
-No to już. Musisz z nimi pogadać i zostajesz!
-To nie jest takie proste. Mam ograniczony budżet – Żachnęłam się – A poza tym, jestem tu z przyjacielem. I on musi wrócić.
-Mogę ci we wszystkim pomóc – zaoferował się, co mnie nieco zdziwiło – Chętnie cię gdzieś podrzucę, podwiozę... Mogę ci towarzyszyć w trakcie bankietu.
-To naprawdę miłe, dziękuję.
Wyciągnął serwetkę leżącą na stoliku i długopis i podsunął mi pod nos.
-Napisz mi numer.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Nie mam wykupionych połączeń zagranicznych. Obsługuję tylko rosyjski numer...
-To nic – uśmiechnął się – Ja nie mogę Ci podać swojego. Rozumiesz, taka praca, ale o koszta się już nie martw. Naprawdę nie mam z tym problemów.
No tak. To sławny, bogaty facet. Jednakże posłusznie naskrobałam swój numer i chociaż z politowaniem spojrzał na zagraniczny zapis cyferek który wykonałam schował go do kieszeni. Wątpiłam by zatrzymał tę serwetkę. Pewnie już ją zgubił, lub za chwilę wytrze w nią nos czy coś innego.
-Jak się namyślisz to daj mi znać okej? Będę dzwonił za kilka dni.
-Okej, dzięki – pożegnałam się z nim.
-Pamiętaj, że to twoja życiowa szansa!

Słowa piłkarza dudniły mi w uszach przez resztę dnia i gdy tylko na mojej drodze stanął Bastian wiedziałam jaką podjęłam decyzję. I on niestety również.
-Zostaniesz – bardziej potwierdził niż spytał. Znał mnie zbyt dobrze.
-Oczywiście, że tak – pokiwałam głową ładując sobie na talerz porcję obiadową którą chłopak zamówił w restauracji – To jedna szansa na milion. Gdyby nie to głupie ujęcie na trybunach... Widzisz, cały los sprzyja mi abym tam poszła!
-Jasne, że tak, ale widzisz. Ja muszę wrócić – powiedział, a ja przytaknęłam – Nie mogę cię tu zostawić samej.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Oczywiście, że możesz. Będę w kontakcie z Ciro, Davidem i Carlosem. Jak nie oni to nasze współlokatorki. Znam tu już grupkę. Zresztą, ten piłkarz, Raphael Varane, zaoferował mi pomoc...
-Czyli chodzi o niego – mruknął, a ja nie do końca rozumiałam jego słowa – Naprawdę wierzysz, że piłkarz znajdzie czas...
-O czym ty mówisz?- poczułam, że cały mój dobry humor gdzieś upływa – Nie psuj mi humoru Bas, okej?
-Jasne – mruknął naburmuszony i wrócił na kanapę. Odpalił telewizor przeskakując po kanałach. Jako, że współlokatorek nie było, mieliśmy możliwość skorzystać trochę z salonu. A ze względu na to, że nie wiele rozumieliśmy z języka, pozostało nam oglądanie rozgrywek sportowych.
Gdy tylko przełączyłam na mecz, Sebastian podniósł się zniecierpliwiony.
-Ile można! - warknął, a ja wystawiłam język przedrzeźniając go.
-Dajże spokój! Przykro mi, że nie jestem taką dziewczyną jak inne!
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Poszedł bym, ale na nasz mecz – mruknął w końcu zapatrując się w ekran.
Westchnęłam.
-Wiesz, że to nie takie proste...
Przytaknął
-Możemy oglądać je w telewizji...
-To nie to samo. Brakuje mi czasu kiedy, wolałaś chodzić na 'Mieszki'. Paliliśmy race i szaleliśmy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak, to były czasy. Jeszcze jakiś czas temu siedziałam w tym po uszy. Zenit Petersburg był całym moim życiem, a ja pośród jego kibiców czułam się jak w rodzinie.



7 komentarzy:

  1. Takie spotkanie z Raphaelem - no, no, no *.* Pozazdrościć!
    Świetnie, że Sonja dostała takie zaproszenie, a i kawaler do towarzystwa już się nawet napatoczył :D
    Czekam na kolejny i na Ikera ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz można stwierdzić, że Sojna urodziła się od szczęśliwą gwiazdką. Nie dość, że spotkała piłkarzy Realu Madryt to jeszcze zostanie zaproszona na bal charytatywny. Poza tym sam Varane oferuje jej pomoc. To na serio jedyna taka okazja! Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Varane najwyraźniej uległ jej urokowi, haha, ta dziewczyna ma szczęście ! Tylko czy mnie się wydaje, czy dostrzegłam ukłucie zazdrości w wypowiedzi Bastiana?

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze - świetny blog !!!
    Sonja jest bardzo ciekawą dziewczyną z niezwykłym szczęściem :)
    Tak jak vella wyczułam zazdrość u Bastiana.
    Czekam z niecierpliwością na wątek z Ikerem. :d
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. plus mam pytanie :)
      wrócisz jeszcze do pisania palabras-suaves.blogspot.com?
      mam nadzieję że tak i z góry dziękuje za odpowiedz :)

      Usuń
    2. tak z tym, że mam mało czasu i póki co nie piszę wcale. To opowiadanie mam już napisane, a tamto uzupełnię jak tylko coś naskrobię ;)

      Usuń
  5. Wybacz, że dopiero teraz przybyłam... Nadrobiłam i muszę przyznać, że opowiadanie jest spoko :) Sonja ma tyle szczęścia, że mogłaby nim obdarować kilka osób. Spotkała Rafę, idzie na bal... Nic, tylko zazdrościć :) Czekam na kolejny!

    Pozwolę sobie jeszcze nadmienić, że wraz z koleżanką, blogerką Moniikką, założyłyśmy profil na facebooku, gdzie znajdą się wszystkie aktualizacje odnośnie naszych wspólnych i prywatnych blogów. Jak wiesz ja nie informuję indywidualnie o swoich nowych rozdziałach, a na stronie na pewno znajdą się takowe informacje, więc myślę, że to będzie spore ułatwienie dla wszystkich. Na stronie można nas również informować o swoich nowościach, a co za tym idzie reklamować się i zdobywać nowych czytelników :) Strona ma kilka godzin, więc póki co nie jest popularna, ale mamy nadzieję, że za sprawą takich osób jak Ty to się właśnie zmieni :) Zapraszam więc na naszą stronę: https://www.facebook.com/moniikka.and.ozilla

    OdpowiedzUsuń