IKER
Priviet! Iker (To po
naszemu znaczy Cześć!)
Nazywam się Sonja i
mam szesnaście lat. Mimo że jestem dziewczyną, chciałam do ciebie
napisać jak bardzo cię podziwiam i jak dużym wzorem dla mnie
jesteś. Pochodzę z Rosji, z Sankt Petersburga. Piłkę nożną
uwielbiam od małego i można powiedzieć, że to tata wpoił mi do
niej miłość. Od roku jestem wielką fanką Realu Madryt, a w
szczególności ciebie.
Jesteś dla mnie kimś
naprawdę fantastycznym! Prawdziwym idolem.
Tutaj w Rosji, czasem
brakuje mi kibiców zapatrzonych w sport. Tutaj liczy się krew
z krwi.
Pół roku temu
zginął mój brat. Był dla mnie wszystkim, a najgorsze jest
to, że umarł, bo ratował mnie. Obiecałam mu, że nie pójdę
na mecz z Kazaniem. Zawsze to on mnie na nie zabierał, ale tym razem
powiedział, że ma coś do załatwienia. Oczywiście go nie
słuchałam, a Kazańczycy mnie złapali pod stadionem i próbowali
go szantażować. Zginął podczas ulicznej bijatyki tego samego
wieczora, kiedy to ja podpaliłam ich auta.
Strasznie za nim
tęsknię i nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało. Jego
przyjaciele nigdy mi pewnie tego nie wybaczą, ale to ja podpuściłam
Kazań do tej afery i straciłam najlepszego przyjaciela. Prawie sama
zginęłam gdyby nie to że całkowicie uciekłam w fanatyzm.
Poświęciłam się piłce i temu by zrozumieć ten sport i pomimo że
już na to za późno to chciałabym kiedyś zagrać w nogę
jako zawodniczka.
Piszę do ciebie jak do
mojego przyjaciela, bo w tobie widzę, dobrego Anioła! To ten El
Santo o którym wszyscy mówią... Jesteś dla mnie, czy
tego chcesz czy nie, Aniołem Stróżem.
Sonja – Twoja
największa fanka!
-Co
robisz? - odruchowo zmiąłem żółtą kartkę słysząc głos
mojej ukochanej która właśnie wślizgnęła się do
sypialni. Na ułamek sekundy zrobiło mi się gorąco. Musiałem
nawet nie zwrócić uwagi na to, że wróciła z
bankietu, a teraz czułem się jakby przyłapany na jakimś
świństwie. . Zerknąłem na zegarek wskazujący godzinę pierwszą
w nocy, a następnie na kartkę którą nadal ściskałem w
dłoni.
-Nic –
przetarłem oczy, czując że zmęczenie wdziera mi się pod powieki
– Czytam sobie...
Sara
stanęła na wprost szafy i ściągnęła szpilki. Nie wiedzieć
czemu patrzenie na własną narzeczoną, gdy pozbywała się ubrań
powodowało, że czułem się nieco zawstydzony. A przecież tak
dobrze już ją znałem. Coś jednak nie pozwalało mi na nią
patrzeć jak do tej pory.
-Czytasz?
Od kiedy ty czytasz? - żachnęła się – Nie jesteś zmęczony?
Jest pierwsza w nocy...
Mruknęła.
Zupełnie nie miałem ochoty jej się tłumaczyć. W końcu ostatnie
trzy godziny spędziłem na lustrowaniu listu i studiowaniu jego
zawartości. Dokładnie słyszałem głos Rosjanki, która
pisze nieporęcznie angielskim list do swojego idola. Któremu
zwierza się i tłumaczy, a on mimo że nigdy jej nie odpowiedział,
to w milczeniu wysłuchał jej problemów.
-Co
czytasz? - moja narzeczona wdrapała się na łóżko, chcąc
wyciągnąć mi list z ręki, ale szybko usunąłem go z pola jej
widzenia.
-To
list! Miłosny! - zawołała, a ja parsknąłem.
-Zwariowałaś?
- zaśmiałem się, na co się naburmuszyła. Pocałowałem ją
delikatnie w usta, na co humor wyraźnie jej się poprawił,
równocześnie ładując pomiętą kartkę pod poduszkę –
Lepiej?
Pokręciła
przecząco głową. Odwróciła się i wskazała na elegancką
kolię na jej obojczyku. Posłusznie odpiąłem ozdobę i pogładziłem
jej delikatną skórę.
Sara
zniknęła w łazience na kwadrans, dzięki czemu miałem czas na to
by tym razem zabunkrować już list w swojej szafce nocnej.
Jakiś
czas później znowu się pojawiła, ale o liście już nie
wspomniała. Ułożyła się obok mnie przysuwając bliżej tak, że
jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej.
-Kocham
Cię – mruknęła ziewając lekko.
-Ja
też... - odpowiedziałem zamykając oczy. Przez chwilę leżeliśmy
tak, a ja wsłuchiwałem się w jej równy oddech.
-Zawsze
tak mówisz... - westchnęła w końcu.
Po
chwili zorientowałem się, że mówi do mnie.
-To
znaczy jak?
Odczekałem
chwilę.
-No, nie
mówisz mi, że mnie kochać. Mówisz tylko „Ja
też...”. Nawet głupiego Ciebie nie mówisz...
-Dajże
spokój – westchnąłem zakrywając się szczelnie kołdrą
nie chcąc rozpoczynać znowu kłótni. Kochałem Sarę, ale
nie miałem już siły z nią walczyć. Potrafiła naprawdę ze
wszystkiego zrobić problem.
Poczułem
jak jej ręka głaszcze mnie po szyi.
-Chciałabym
mieć dzidziusia – pocałowała mnie delikatnie w obojczyk.
Poczułem jak pot mnie oblewa. Sara czasem wpadała na podobny, głupi
pomysł, ale zwykle szybko wybijałem go jej z głowy. Zresztą, co
mam niby robić. Gdy tylko zbierało się jej na seks, nie miałem
zbytnio pojęcia co robić. Sara brała tabletki, a równie
dobrze mogłaby specjalnie przestać je brać... A nagłe bawienie
się w bezpieczne gumki mogło by ją doprowadzić do szewskiej
pasji.
-Mogę
mieć dzidziusia? -wdrapała się na mój brzuch, a ja
jęknąłem. Wcale nie miałem ochoty na seks, a dodatkowo na jej
ciążę. Sara i ciąża? Już zaczynała mnie boleć głowa. Moja
ukochana to chodzący tajfun i na samą myśl o jej ogromnych
humorach czy zachciankach mógłbym już nie wstać nigdy z
łóżka.
Przyciągnąłem
ją do siebie, całując delikatnie w usta. Uwielbiałem ich
czekoladowy smak i ciepło które biło od brunetki.
-Kocham
Cię – mruknąłem wdychając jej delikatny zapach.
Przez
resztę nocy nie mogłem spać. Sara w ciągu kilku minut zwinęła
się potulnie w kłębek. Nie wiem co było tego powodem, ale tej
nocy miałem w głowie milion myśli. Miliony pytań i brak
odpowiedzi na którekolwiek z nich sprawiał, że czułem się
całkowicie skołowany. Przetarłem oczy i spojrzałem na zegarek
wskazujący godzinę pół do czwartej. Jeszcze półtorej
godziny do wylotu Rosjanki z kraju. Zerknąłem na zwiniętą
papeterię leżącą na ziemi obok łóżka. W jednej sekundzie
dorwałem telefon przeszukując kontakty. Byłem wściekły na siebie
wygrzebując się z kołdry, ale najwyraźniej nie będzie mi dane
już zasnąć tej nocy.
SONJA
Uśmiechnęłam
się lekko gdy taksówkarz postawił przede mną moje walizki.
W hali głównej było dość tłoczno jak na czwartą nad
ranem, ale udało mi się w końcu dotrzeć do punktu kontrolnego.
-Poproszę
dokumenty – powiedziała kobieta płynnym angielskim, na co podałam
jej białą kopertę. Kiwnęła mi głową i dała znać, że teraz
powinnam odstawić już walizki.
Zajęłam
miejsce na fotelach czekając posłusznie aż wywołają mój
lot. Ściskając w ręku telefon, kawę którą zaparzyłam
sobie jeszcze w mieszkaniu, a także książkę którą
podarowały mi współlokatorki, starałam się nie zasnąć.
Kiedy tylko przywołał mnie do porządku głos zapraszający na
pokład udałam się wraz z tłumem do mojego wejścia.
Co
właściwie wydarzyło się przez te dziesięć dni? Teraz o czwartej
nad ranem, wydawało mi się to wszystko pięknym snem. Snem, którym
zachłysnęłam się, a teraz przyszło mi się z niego obudzić. Był
to sen tak nierealny, że aż zaczęłam bać się, że z każdym
dniem wspomnienia będą się co raz bardziej zacierać. Iker
Casillas, mój idol z dzieciństwa – wielka niewiadoma.
Dobry, ale powściągliwy mężczyzna, który na pewno w głębi
duszy, tak zupełnie prywatnie musiał być bardzo miłym
człowiekiem. Francuz Varane, niesamowicie pozytywna postać, której
brak będę mocno odczuwać. Jego przyjazny głos, który
wspomagał mnie w tych momentach zawahania, czy to właściwe, że
się znajduję we właściwym miejscu i czasie. Moje współlokatorki,
które kibicowały mi co prawda rzadko wychylając nos ze
swojej sypialni, a także Sebastian, który szybko zniknął,
równocześnie urywając nasz kontakt.
Stałam
może kolejny kwadrans obładowana swoimi rzeczami podręcznymi gdy
poczułam, że ktoś mnie szturcha. Wyjęłam słuchawkę z ucha,
przerywając rozmyślania nachylając się do młodego chłopaka,
który palcem wskazał gdzieś w tłum. Spojrzałam na telefon
który właśnie zaczął wibrować, wskazując imię Raphaela.
Spojrzałam ponownie w tłum starając się go dostrzec, ale
bezskutecznie. Dopiero po chwili ujrzałam go machającego z oddali.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Zaczekaj
no na nas! - zawołał, a ja się uśmiechnęłam i podeszłam do
barierki zwracając się do stewardessy
– Mogę
jeszcze na sekundę wyjść żeby się pożegnać? - Spytałam, ale
przecząco pokiwała głową-Nie da rady... Z kim jesteś? -
próbowałam wypatrzeć jeszcze jakiegoś piłkarza. Dopiero po
sekundzie dostrzegłem znacznie bliżej jakieś kilka metrów
przede mną, Ikera Casillasa przeciskającego się przez tłumek
czekający do kolejnej bramki. Umiejętnie taranował sobie drogę,
aż w końcu jakaś kobieta zaczęła mu w tym pomagać.
-Co ty
tu robisz? - uśmiechnęłam się lekko na jego widok, równocześnie
nieco zdezorientowana. Pomachał do mnie, a ja dopiero teraz
zauważyłam żółtą kartkę w jego dłoniach. Poczułam jak
moje serce gwałtownie obiło mi się w piersi przyspieszając.
Poczułam ten moment w którym jako zaledwie szesnastolatka
naklejałam znaczek pocztowy na list, który miał nigdy nie
dotrzeć we wskazany adres. List, o którym ślad zaginął, a
ja nawet nie dostałam na niego odpowiedzi– Skąd ty to masz!
-Miałem
to cały czas! - zawołał przez tłum. Zarzuciłam torebkę na ramię
przeciskając się pod samą bramkę. Już w tym momencie byłam pod
obstrzałem oczu nie tylko ludzi, ale także pracowników
lotniska, ale to nie miało większego znaczenia. Pobyt w Madrycie,
czy poznanie piłkarzy... nie miało to teraz takiej wagi jak fakt,
że Iker Casillas ma teraz część mojej prywatności.
-To nie
możliwe... Myślałam, że nigdy tego nie dostałeś. Zresztą, nie
powinieneś tego czytać – poczułam, że się czerwienię, gdy
tylko dotarł do bramki. Miał na oczach okulary, a na głowie
kaptur, ale doskonale widziałam, że się uśmiecha, po czym zawołał
coś do ochrony i zwinnym ruchem przedarł się na moją stronę.
Spojrzałam na wyszczerzonego Raphe kilka metrów dalej, a
następnie na bramkarza.
-Co ty
robisz!? - zawołałam nieco zdziwiona i przerażona gdyż właśnie
usłyszałam głos nawołujący na mój lot – Muszę już
iść! Wołają mnie...
-Wiem –
mruknął jedynie, a sekundę później pocałował mnie.
Nie wiem
ile to trwało. Może sekundę, a może kilka godzin, ale...
straciłam oddech gdy jego usta dosięgnęły moich, a ramiona
przyciągnęły mnie do siebie. Jego ręka powędrowała gdzieś w
moje włosy, a usta nadal nie odrywały się od moich. Jego język
pieścił delikatnie podniebienie, a ja poczułam jak tysiąc myśli
wręcz bombarduje moją głowę. Iker. Casillas. Całuje mnie.
Lotnisko. Samolot. Sara. Hiszpania. Rosja. Wracam. Pocałunek. Co się
dzieje?! Nie mogłam się pozbierać, więc odsunęłam się od
niego, przerywając pocałunek całkowicie nie rozumiejąc tego co
się właśnie stało.
-Przepraszam...
- mruknął, a ktoś z tyłu złapał go za ramię. Nie widziałam
jego oczu, ani twarzy, ale sama starałam się unikać patrzenia w
jego stronę. Poprawiłam torbę na ramieniu i złapałam oddech.
Ostatni raz spojrzałam na Raphaela który w tej sekundzie
patrzył na nas równie mocno zdziwiony jak ja... Widziałam
jego zdziwienie, a także gest ręki w kierunku włosów jakby
wyraźnie analizował sytuację.
Nie do
końca rozumiałam co się właśnie wydarzyło, ale posłusznie
wycofałam się z tłumem w stronę korytarza.
Opadłam
na fotel w samolocie, nerwowo łapiąc oddech. To najbardziej
zwariowany wyjazd na tej ziemi. Ktoś, kilka miejsc przede mną kilka
razy odwrócił się w moją stronę, ale przymknęłam oczy
starając się odciąć od rzeczywistości.
Westchnęłam
przeciągle, starając się zgrać z melodią w słuchawkach.
Tak
kończy się moja historia. Historia Rosjanki która przyjeżdża
do Hiszpanii, by poznać swojego idola. Odetchnęłam głęboko
przypominając sobie list, który bramkarz ciągle ściskał w
dłoni. A więc go miał! Nie byłam pewna od kiedy o nim wiedział,
ani skąd tak nagle go wziął, ale to było mało ważne. Pocałował
mnie, ale i to nie miało dla niej większego znaczenia. To było coś
zupełnie innego...
THE END.
______________________________________________________________________________
KILKA FAKTÓW Z ŻYCIA S.
- Sonja pochodzi z zamożnej rodziny Rosyjskiej, jednak po tym jak zginął jej brat, rodzice czują do niej żal. Nie mogąc pogodzić się ze stratą syna, Sonja nie ma już nimi zbyt dobrego kontaktu.
-Po powrocie do Rosji, Sonja postanowiła porozmawiać z Sebastianem. Tydzień później się zaręczyli.
-Piła czarną, mocną kawę bez dodatku cukru.
-Nie lubiła dzieci, ani nigdy ich nie pragnęła
- Uwielbiała biegać, ale w wieku dwudziestu pięciu lat doznała trwałej kontuzji przez którą nigdy nie wróciła do trenowania tej dyscypliny.
- W wieku dwudziestu siedmiu lat skończyła rehabilitację i skupiła się na leczeniu piłkarzy.
-Sonja bardzo długo nie mogła zaakceptować swojej osoby, dlatego za mąż wyszła dopiero mając lat dwadzieścia dziewięć. W wieku trzydziestu jeden lat urodziła córkę którą wspólnie z mężem nazwali Zoja (hiszp. Zolla) ;)
Więcej póki co, nie zdradzę... ;>