Jesteśmy na półmetku. To 4/7 rozdział ;) Czekając na skoki wrzucam nową notkę. A dodatkowo, zapraszam na deseo-quiet. Prolog pojawi się zaraz po zakończeniu tego opowiadania.
Mój telefon zadźwięczał
wyraźnie, wybudzając mnie ze snu. Podniosłam się ociężała od
alkoholu którego wypiłam wczoraj stanowczo za dużo. Co
prawda nie byłam pijana, ale nie przeginałam z alkoholem dlatego
nawet najmniejsza ilość miała potem zły wpływ.
-Da?
-Sonja? - usłyszałam czyjś radosny
głos. Spojrzałam na zegarek na szafce. Była dwunasta. Matko, dawno
temu wstawałam o tak późnej porze, ale jako, że wczoraj
wróciłam późno to miałam usprawiedliwienie.
-To ja – odpowiedziałam głupio.
-A ja to Raphael Varane, pamiętasz
mnie jeszcze?
Głupie pytanie.
-Mhm – mruknęłam, a następnie
przeciągle ziewnęłam.
-Obudziłem Cię?
-Mhm.
Wygrzebałam się spod kołdry i
zaczęłam przeglądać swoje ciuchy na ten dzień.
-Co dzisiaj robisz?
-Tak naprawdę powinnam się spakować.
Niedługo wracam do domu...
-Już?
-Mhm.
-No cóż. Ale na lunch Cię
zapraszam...
Tak jak ustaliliśmy miałam jeszcze
dwie godziny do spotkania. Postanowiłam w pierwszej kolejności sama
doprowadzić się do porządku, a następnie ogarnąć pokój.
Poskładać wszystkie swoje rzeczy, załadować je do torby
podróżnej, a także odkurzyć i wysprzątać wszystko wokół
siebie.
Godzinę później byłam już
gotowa. Narzuciłam na ramiona bluzę, a na głowę wcisnęłam
bejsbolówkę. Nie wiedziałam do końca co jeszcze będę
robić później, dlatego schowałam do plecaka swój
aparat. Nawet jeśli, chciałam mieć jakąś fajną pamiątkę z
piłkarzem, a na pewno zgodził by się na kilka fotek do albumu.
Dojechałam na miejsce punktualnie, jak
to zresztą ja. Restaurację znalazłam z niemałym trudem, ale w
końcu zajęłam miejsce na uboczu, tak jak o to prosił piłkarz.
Zamówiłam akurat kawę, kiedy w
wejściu dostrzegłam Varanea.
Poczułam jak pulsuje mi skroń gdy tuż
obok niego dostrzegłam jeszcze jedną osobę. Iker Casillas.
Poczułam jak pot mnie oblewa.
Cały poranek próbowałam
wymazać z pamięci swoją kompromitację z wczorajszego wieczora.
Fakt, że oplułam z wrażenia swojego idola sprawił, że aż miałam
ochotę płakać. A następnie cała w nerwach zaczęłam go
przepraszać. Niby w porządku gdyby nie fakt, że potem zaczęłam
paplać jak obłąkana o piłce nożnej. Zrobić z siebie taką
wariatkę, to tylko ja tak potrafię.
Z przerażeniem zajęłam się swoimi
paznokciami.
Ciemnoskóry piłkarz uśmiechnął
się pod nosem, ale ja czułam, ze robię się blada jak ściana.
-Myślałam, że będziesz sam –
nachyliłam się do Raphaela kiedy obaj siadali przy stoliku, a Iker
nachylił się nad menu aby wybrać dla siebie mocne espresso.
-Sam chciał przyjść – poczułam
jak zbierają się łzy pod moimi powiekami. Oddychaj Sonja!
IKER
-Cześć – odezwałem się w końcu
nadal wbijając spojrzenie w blondynkę. Spojrzała na mnie
przelotnie, a ja dostrzegłem jak zaczyna być nerwowa. W duchu
trochę bawiła mnie jej reakcja, ponieważ nie do końca wiedziałem
co aż tak ją denerwuje. Czyżby nie mogła sobie darować
wczorajszej małej wpadki na bankiecie? Chyba bardziej od niej
przerażona była Sara, która w
ciągu kwadransa zarządziła, że mamy
wyjść ponieważ nie może się ze mną pokazywać z czerwoną plamą
od wina na koszuli
-Hm... Dzień dobry – bąknęła
grzecznie, starając się na mnie nie patrzeć. Aż ją rozsadzało –
sam to zauważyłem, aż wreszcie odetchnęła i nachyliła się do
mnie – Przepraszam.
Uśmiechnąłem się lekko. Nie
należałem do osób które dużo mówią, ale
lubiłem obserwować ludzi. A blondynka wydawała się całkiem
śmieszna, w szczególności, że to już pewnie z setny raz
kiedy mnie przeprasza.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
- mruknęła zdenerwowana. Zlustrowałem ją wzrokiem. Wyglądała
bardzo dziewczęco, a przy tym wyjątkowo na luzie i z wyczuciem.
Miała na sobie tshirt i krótkie szorty. Sara ubrałaby już
się w elegancką sukienkę na takie wyjście na miasto. Blondynka
jednak wyglądała jakby była zwykłą turystką.
-Spoko – odezwałem się w końcu -
Niedługo wyjeżdżasz?
Pokiwała głową.
-Chcę mieć z tobą zdjęcie Sonja –
zawołał Varane wyciągając swojego ifona – Na pamiątkę.
Uśmiechnęła się lekko.
-Wzięłam też aparat, tak na zaś –
powiedziała w końcu nieco ciszej. Wziąłem do ręki urządzenie i
kliknąłem im kilka fotek na pamiątkę.
-Super! - zawołał Raphael łapiąc za
aparat – Jeszcze wy razem!
Uśmiechnąłem się pod nosem widząc
jej skonsternowaną minę. Po wczorajszej akcji kiedy opluła mnie
winem mogła mieć wątpliwości, ale ja nie widziałem w tym
problemu.
Roześmiałem się lekko i nachyliłem
do niej. Rafael wczorajszego wieczora napomknął mi, że jestem jej
ulubionym graczem dlatego mimo że była na mnie lekko zła zapewne
ucieszy ją fakt, że miałaby ze mną zdjęcie.
-Nie jesteś dziś zbyt rozmowna –
powiedziałem okalając ją ramieniem i pozując. Najwyraźniej byłem
znacznie bardziej wyluzowany niż ona – Wczoraj miałaś więcej do
powiedzenia.
-Albo zarzucenia – dodał Varane.
Wyprostowała się.
-To nie tak! - zawołała – po prostu
wy nie znacie tej piłki co ja!
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
-Nie znamy się na piłce?
-Tego nie powiedziałam – upiła kawy
– po prostu wy umieć tylko grać.
-Tylko grać? -Spojrzałem na nią
zdziwiony – Tylko?
-Owszem.
- Jest też coś więcej. Dla was to rozgrywki, wyniki i mecze. Ale nigdy nie widzieliście tego od tej drugiej strony. Kibice znają cel, wartości. Dla was liczy się wynik. Dla mnie to co innego. Dla innych lalek czy dziewczyn to moment do pokazania się na stadionie. Dla mnie to sport, coś w stylu, pasji! Ludzie potrafią zabić dla honoru, wy umiecie się co najwyżej szarpać za koszulki...
Cisza nastała przy stoliku, a my obaj
wpatrywaliśmy się w nią skonsternowanym wzrokiem.
-Nie mów tak!
-Widzicie? - żachnęła się i po raz
pierwszy dostrzegłem coś w jej oczach. Nie gniew, ale jakiś
płomyczek idei którą właśnie próbowała nam
przekazać – nie rozumiecie tego. U mnie w mieście piłka to
element życia. Nie jesteś kibicem to nie masz życia. Są takie
kluby... W Polsce fanatyzm jest też dosyć mocny, ale nigdzie
indziej jak u nas, w Petersburgu.
Roześmiałem się kpiąco. Niezbyt
mogłem uwierzyć w to co mówiła. Wariatka! Przemądrzała
dziewucha, która próbowała udowodnić mi, że wie
więcej od nas.
Spojrzała na swoje dłonie ewidentnie
zawstydzona.
Mnie jednak wciąż intrygowała jej
osoba. Była bardzo wojownicza i pewna siebie chociaż przy nas
wydawała się mała i krucha. Cały czas jednak walczyła o swoje i
chciała abyśmy zrozumieli co ma na myśli.
-Będę się już zbierać – mruknęła
zbierając swoje rzeczy. Najwyraźniej nie chciała już mieć z nami
do czynienia, skoro jej duma ucierpiała.
Wstała od stołu kładąc na blacie
banknot i zarzucając dżinsową kurtkę.
-Do zobaczenia – uśmiechnęła się
lekko.
-Nie bądź zła – powiedział
Varane, a ja westchnąłem.
-Nie jestem – uśmiechnęła się
cierpko – Przyzwyczaiłam się.
Spojrzałem na nią pytająco.
-Do tego, że nie traktuje się mnie
poważnie – wzruszyła ramionami jakby nie chciało jej się
tłumaczyć.– No ale to nic...
Złapała swoją torbę i wyszliśmy
przed restaurację. W ciągu kilku minut jakby zapomniała o
wszystkim. Znowu była inną osobą, która nie przejęła się
tym, że ktoś nie zrozumiał tego co mówiła. Nie chciała
drążyć dalej tego tematu dlatego odpuściła.
Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę
miasta. Żadne z nas nie przerwało ciszy która nastała, aż
do starówki.
Całą drogę obserwowałem jej radosną
twarz. Napawała się miastem i ciepłem stąd bijącym. Dawno nie
spotkałem tak prostej, delikatnej osobowości, a równocześnie
silnego charakteru.
-Gdzie idziemy? - Spytała nagle. Już
nie miała buntu w oczach. Tym razem wpatrywała się we mnie osoba o
błyszczących oczach i szerokim uśmiechu. Jej długie blond włosy
falowały pod wpływem ruchu, mieniąc się promieniami słońca, a
cała radość znowu tkwiła w jej rumieńcach.
Spojrzałem na zegarek, a jej uśmiech
przygasł. W telefonie mrugała mi wiadomość:
Wracaj. Gdzie jesteś? S.
Już dawno miałem
być w domu. Ale oczywiście zasiedziałem się z Rafą.
-Przepraszam –
mruknęła w odpowiedzi – Jeśli musicie iść, dam sobie radę...
-Mam dużo czasu –
wymsknęło mi się niechcący, zanim pomyślałem.
Prawda była taka,
że nie mogłem rozgryźć dziewczyny która przyleciała tu aż
z Rosji. Zaintrygowała mnie już w momencie gdy spotkaliśmy się
wspólnie na bankiecie. Zwykła fanka, miała tylko pobyć
chwilę w naszym towarzystwie, uścisnąć nam ręce i zrobić sobie
z nami zdjęcia.
Raphael jednak
totalnie się wkręcił i wciągnął Rosjankę dużo głębiej w
nasze życie. Ja osobiście nie był bym taki ufny. Wolałem najpierw
wybadać teren i lepiej poznać sytuację. Młody chłopak jednak
najwyraźniej naprawdę zafascynował się Blondynką.
RAPHAEL
Wszedłem
do szatni rzucając swoją torbę w kąt pomieszczenia. Dostrzegłem,
że grupa kumpli już siedziała w środku, a kilku z nich posłało
mi pytające spojrzenie.
-No? -
sapnąłem zmęczony zrzucając kurtkę i buty i grzebiąc w torbie.
Sergio
wyszczerzył się szeroko, a stojący nieopodal Morata szturchnął
go w ramię.
-Wszyscy
już wiedzą – mruknął Ramos przebierając się w swoje ciuchy
treningowe.
-O czym?
-Zmarszczyłem brwi nie do końca wiedząc o co chodzi.
Karim w
podskokach podfrunął do reszty i w radosnym uśmiechu zaczął
stroić miny.
- O pewnej blondwłosej piękności ze wschodu. Jak jej tam Sona?
-Sonja –
poprawiłem go, a kilku kumpli roześmiało się – Do czego
pijecie?
Drzwi
skrzypnęły i pojawił się Iker.
-Te
półgłówki piją do tego, że ta Rosjanka wpadła Ci w
oko – doszedł do swojej szafki i przywitał się ze wszystkimi.
Zdjął koszulkę zostając w samych szortach.
Parsknąłem
śmiechem.
- To nie we mnie jest wpatrzona jak w obrazek – fuknąłem w jego stronę nieco ciszej. Iker udawał jednak, że tego nie usłyszał i wpatrywał się w swoje rzeczy na szafce, starajac się znaleźć jakąś niepotrzebną rzecz – Nie powiem, laska która zna się na piłce to skarb i powinno się z taką od razu żenić.
Casillas
roześmiał się.
-Ona
przynajmniej wie na jakiej pozycji grasz – mruknąłem do niego
znacząco.
Poczułem
jak Iker mierzy mnie wzrokiem. Dobrze wiedział, do czego piję. W
tamtym tygodniu jego narzeczona pochwaliła się, że Iker to
najlepszy blokujący świata. Wszyscy mieli z niej dobry ubaw, a
gazety przez kolejnych kilka dni rozpisywały się na temat braku
wiedzy Panny Carbonero.
-Odpieprz
się – mruknął w końcu w moją stronę, po czym skierował się
do wyjścia.
-Ej!
Właśnie wpadłem na pomysł – zawołał w końcu Karim jakby
chciał nas uwolnić od tej gotującej się wręcz atmosfery –
Musimy się gdzieś wszyscy wybrać. Tak jak zawsze...
Wyszliśmy
z szatni kierując się na boczne boiska. Szło nas kilku, w grupie,
co chwilę przekomarzając się lub żartując.
-Nie
martw się – Marcello klepnął mnie w ramię. Spojrzałem na niego
zdziwiony, jakby nie rozumiejąc jego słów.
-Nie
martwię się – mruknąłem – Fajna z niej dziewczyna, ale nie
zabujałem się w niej ani nic...
-Jasneeee
... - roześmiał się Morata mijając nas z bananem na ustach -
Zakochana para...!
Chłopaki
zaśmiali się głośno, a ja złapałem go za kołnierz.
-Nie
żyjesz Morata!
SONJA
Cały
poranek spędziłam na bieganiu. W parku w okolicach centrum miasta
znalazłam sobie elegancki pas zieleni na którym na sam koniec
rozłożyłam swoje rzeczy i walnęłam się napawając się pogodą.
Było pięknie, a ja nie mogłam usiedzieć na tyłku. Oparłam się
na łokciach przez okulary obserwując całe otoczenie.
Nagle
mój telefon rozdzwonił się. Wyjęłam go z kieszonki i
zerknęłam na wyświetlacz. To najpewniej rafa, bo numer znowu
nieznany, a w obecnej chwili nikt nie dzwonił, póki byłam za
granicą.
-Halo? -
zawołałam, a po drugiej stronie usłyszałam radosne śmiechy i
hiszpańskie gatki.
-Cześć
tu Raphael! - usłyszałam radosny głosik. Uśmiechnęłam się pod
nosem. Najwyraźniej Realowe byczki zapragnęły zrobić sobie ze
mnie żarciki.
-Tęsknię
za tobą, myślę o tobie, aż mi od tego kołuje się w głowie!
-To
piękne !- zawołałam do słuchawki. Niestety nie byłam w stanie
rozpoznać do kogo należy głos.
Nie
minęła sekunda gdy na linii doszło do jakiegoś zamieszania, a do
słuchawki dobrał się ktoś jeszcze.
-Halo?
-Tak? -
spytałam nieco głupio, ale nie wiedziałam z kim rozmawiam.
-Cześć,
tu Iker, przepraszam za tych idiotów – sapnęłam, nie mogąc
wydusić z siebie ani słowa – hej???
-jestem
jestem – uśmiechnęłam się lekko – rozmawiam z tobą.
-Tak –
potwierdził śmiejąc się równocześnie. Powiedziałam to na
głos? -Rozmawiasz, jeszcze raz sorry za tych baranów.
-Nie ma
za co – mruknęłam zawstydzona równocześnie się
rozłączając.
Ległam
znowu na trawę oddychając ciężko. Ty głupia kretynko!
Jakiś
czas później telefon znowu się rozdzwonił, a gdy na
wyświetlaczu spostrzegłam ten sam komunikat co wcześniej
zmarszczyłam brwi. Nie chcę z nim gadać, ani nic...
-Halo? -
mruknęłam sennie.
-Nie
wierzę – usłyszałam głos piłkarza – Nie wierzę w to, że do
ciebie zadzwonili. Co za idioci! Co ci wygadywali?
-Powiedzieli
mi bardzo ładny wiersz... o... właściwie nawet nie wiem o czym–
uśmiechnęłam się lekko na swoje kłamstewko.
-Taaa...
Chcesz się spotkać? - spytał, a ja otworzyłam oczy.
-Nie
wiem – odpowiedziałam niepewnie – A ty chcesz?
-Mogę
wziąć kogoś i pójdziemy na lody – powiedział, a ja
spojrzałam po sobie. Musiałabym się przebrać. Nie dając mi
jednak nic powiedzieć dodał – Okej, bez dyskusji. Podaj mi gdzie
mam być i nie długo tam będziemy. I nawet nie chce słyszeć, że
nie możesz!